Rozmowa, której nie było...
- Spóźniał się. - pomyślałem. - Cóż za paradoks! Niecierpliwie czekałem, siedząc przy zamówionym stoliku w niewielkiej, klimatycznej kawiarence. Nastał już wieczór, na dworze padał deszcz, było ciemno, a wokół mnie znajdowało się zaledwie dwoje ludzi. We wnęce znajdującej się na lewo obok wejścia siedziała zakonnica. Była ona oddzielona kamiennym murkiem od reszty sali, na której wisiały czarno-białe fotografie. Ja siedziałem w dalszej części sali, więc jej nie widziałem, ściana zasłaniała widok na nią, ale pozwoliłem sobie na stwierdzenie, że wciąż musi tam być, bo od mojego przybycia nikt nie wszedł ani nie wyszedł. Kilka stolików za mną siedział starszy mężczyzna z widocznym, niechlujnym zarostem. Co chwilę, zamawiał kolejne napoje od wysokiej ciemnowłosej barmanki w okularach. Określiłem go jako typowego gościa takiej knajpki. Powoli otarłem pot z czoła. Sięgnąłem do kieszeni płaszcza, który uprzednio zawiesiłem na oparciu mojego krzesła. Wiedziałem, że czegoś zapomniałem! Notatnik, brakowało mi notatnika. Trudno, nagram rozmowę na dyktafonie. Ale czy nie będzie to nietaktowne? Ktoś z takim doświadczeniem chyba stroni od nowinek technicznych. Z drugiej strony, mówi się przecież, że "idzie się z duchem czasu". Och, to było takie frustrujące! Najlepiej będzie, jak postaram się wszystko zapamiętać. Tak, tak będzie najdogodniej. Nie urażę gościa, a najważniejsze szczegóły na pewno uda mi się odtworzyć. Na stole stała nieduża, srebrna klepsydra. To miał być nasz znak rozpoznawczy. Piasek w niej już dawno przestał się przesypywać. Patrząc nań, jeszcze raz pomyślałem o moim rozmówcy, który powinien już ze mną siedzieć co najmniej od kilku minut. Jest nauczycielem? Lekarzem? Z pewnością musi to być postać o światłym umyśle. Nagle moje rozważania zostały przerwane. Do kawiarni wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku. Pewnie nie zwróciłbym na niego uwagi, gdyby nie fakt, że przez ostatnie minuty liczba wchodzących stanowiła okrągłe zero. Co mnie bardziej zdziwiło- - kierował się w moją stronę. Podszedł i powiedział wesołym tonem:
- Witam, przepraszam, że musiał pan czekać.
- Nic nie szkodzi, wcale nie czekałem zbyt długo. - odpowiedziałem, wprawdzie już nie tak wesoło, ale wciąż starając się być uprzejmym. Wstałem i podałem mu rękę w chwili, gdy zdejmował kurtkę. Niczym nie różniła się ona od kurtek, które widywałem wcześniej. Właściwie, on sam też nie różnił się zbytnio od ludzi, których obserwowałem przedtem na ulicach. Wyobrażałem go sobie jako staruszka z długą, siwą brodą. Najwyraźniej się pomyliłem. Uścisnął mocno moją dłoń. To było krępujące, czułem, że pot oblewał całe moje ciało, zupełnie jakbym przebiegł maraton.
- Usiądźmy. Napije się pan czegoś? - zaproponowałem, mając nadzieję, że odmówi. Po wpadce z notatnikiem spodziewałem się, że i portfela mogłem zapomnieć. To roztargnienie mnie wykończy!
- Nie, dziękuję. Wybaczy pan, ale się spieszę. Sam pan rozumie? - zapytał porozumiewawczo. Oczywiście, pojąłem aluzję. Przecież on tak szybko biegnie do przodu, ciągle wszystkim umyka, to był zaszczyt móc z nim porozmawiać, chociaż przez chwilę.
- Dziękuję za spotkanie. To może być przełom w mojej karierze dziennikarskiej. Nie chcę pana zatrzymywać zbyt długo, więc zadam kilka pytań. Proszę mi powiedzieć, istnieje pan od zawsze, zatem w jaki sposób powstał świat? - po tych słowach mój gość spojrzał tak, jakbym powiedział coś niestosownego.
- Nie ma pan nic ze sobą? - spytał, gestykulując ręką. Poczułem, że czerwienieję ze wstydu. Co za kompromitacja! Powiedziałem mu prawdę:
- Notesu ze sobą nie zabrałem, a użycie dyktafonu uznałem za niezręczne. - Nic nie odpowiedział. Uśmiechnął sie tylko patrząc na tarczę zegara, który wisiał na ścianie po jego prawej stronie. Po krótkiej chwili milczenia zaczął mówić:
- Idę z własnym duchem, już od tak dawna dostosowuję się do tych wszystkich niuansów. Zmiany są bardzo dobre. Zawsze uczą nas czegoś nowego. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ja się zmieniam i ludzie też się zmieniają. Nic nie stoi w miejscu. Nie jestem tu od samego początku. To ludzie mnie wymyślili i dlatego jestem dla nich taki ważny. Mam niewdzięczną pracę. Nie śpię, nie jem, nie piję, pracuję. Nie mogę się zatrzymać - on może. - - wskazał ręką na zegar, na który patrzył wcześniej. W tym momencie zatrzymały się wskazówki.
- Proszę kontynuować - powiedziałem.
- Nawet gdy siedzisz, to nie stoisz w miejscu. Starzejesz się, dojrzewasz, wszystko wokół ciebie płynie. Ja robię swoje, a ty? - zapytał, zbijając mnie z tropu. Nie spodziewałem się, że to ja będę musiał udzielać odpowiedzi. Nie tak to sobie zaplanowałem.
- Możemy kontynuować? - zapytałem. Nie chciałem udzielać odpowiedzi na pytanie, aczkolwiek jego mowa była intrygująca.
- Oczywiście. Proszę pytać, po to tu jestem.
Już miałem zadać kolejne pytanie, gdy wtem zgasło światło. Nie widziałem nic, nawet konturów, nie słyszałem nic, nawet krzyków. Nawet kroków, nawet najmniejszego szmeru. Do czasu. Ktoś wystrzelił z broni. Usłyszałem świst przelatującej obok mnie kuli, a następnie stłumiony huk. Barmanka zawołała zupełnie normalnym, niezaintrygowanym głosem:
- Zaraz zapalę światło, tylko znajdę włącznik!
Po chwili było już jasno, tylko dziewczyna za ladą krzyknęła głośno "Ach" i schowała twarz w dłoniach.
- Ktoś strzelał do pana? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Nie można mnie zabić, jestem nieśmiertelny. Kula przeleciała przeze mnie i trafiła w ścianę.- pokazał ręką, obracając się na krześle. Uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy.
- Grono podejrzanych jest zawężone. Powinien pan kogoś osądzić. - zachęciłem mojego gościa.
- Tak zrobię. - odpowiedział, kiwając głową.
Wstał, sięgnął ręką do kieszeni i wyjął niewielki kajecik, obleczony czarną skórą. Uniósł go lekko do góry i powiedział do mnie:
- Jestem lepiej przygotowany niż pan.
Nie powiem, wprawiło mnie to w lekkie zdziwienie. Zaciekawiony metodami jego postępowania podszedłem do niego. Stał przy barze, wydarł dokładnie trzy kartki ze swojego notatnika i zawołał wszystkich do siebie. Było to skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, zbrodniarz mógł wciąż mieć przy sobie broń. Ale to jednak zgubne myślenie. Któż mógłby mu zrobić krzywdę? Wyglądał na pewnego siebie, byłem ciekaw jego ruchów.
- Proszę na tych niewielkich karteczkach napisać oświadczenie, że to nie państwo strzelaliście. - tyle tylko nakazał, po czym wyciągnął z kieszeni jeden czarny długopis i przekazał go zakonnicy. Ta oddała starszemu mężczyźnie, a ten z kolei barmance, która dopiero teraz odsłoniła swoje oblicze. Mój gość bacznie wszystkich obserwował, po czym poprosił pracownicę kawiarni o podanie notesu, który leżał na ladzie, ale trochę dalej. Nieudolnych ruchami, trochę się szamocąc, w końcu złapała za owy zeszyt i wręczyła go poszkodowanemu.
- Ta kobieta. - wskazałem dyskretnym ruchem kciuka na barmankę. - Ona wygląda jakby miała wyrzuty sumienia. Od razu, gdy tylko zapaliło się światło, schowała twarz w dłoniach. Pewnie płakała. Nawet teraz się miota.
- Ona nie ma wyrzutów sumienia, tylko "kurzą ślepotę". - ofiara strzelaniny zaczęła monolog, na który czekałem. - O wiele dłużej zajęło jej zaadaptowanie się do nagłego światła, miała trudności z podaniem mi notatnika, ma wadę wzroku, nosi okulary, toteż nie mogła strzelić. Nie strzeliła też siostra zakonna, jest leworęczna, zauważyłem to, gdy pisała litery na kartce. Nie mogłaby oddać celnego strzału nawet, gdyby się wychyliła. Nie zrobił też tego ten starszy mężczyzna, zbyt trzęsie mu się ręka. Może ze względu na jakąś chorobę, może ze względu na liczbę wypitych trunków. Nie ma mowy o precyzji. Została więc jedna osoba. Zrobił to pan. Domyślam się, że osobą odpowiedzialną za ten nagły mrok jest ta kobieta za barem. Przyznam, że nie pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją, sprytnie wymyślone, dobrani wspólnicy, ale mnie nie da się oszukać. Dziękuję panu. - odpowiedział uśmiechając się, pospiesznie założył kurtkę i wyszedł. Tyle go widziałem. Nie od dziś wiadome było, że Czas jest nieśmiertelny, ale kim jest naprawdę? W poszukiwaniu odpowiedzi wymyśliłem tę szczeniacką intrygę. Ale może to nie było do końca głupie? Z pewnością już teraz potrafię sobie postawić odpowiedź na pytanie, które zadawałem wielokrotnie innym ludziom. Czas musi być wspaniałym sędzią!
Pssst! Nie mam pojęcia, dlaczego teksty w spoilerze zawsze muszą być na czerwono!