Rosjanie do dziś pękają z dumy na wspomnienie wygranej wojny z Hitlerem. Z lubością podkreślają geniusz wojenny sowieckich dowódców. W rzeczywistości jednak generałowie Stalina to była banda sadystów, opojów, złodziei i najzwyklejszych durniów.
W Rosji budują im pomniki. Ich nazwiskami zdobią ulice, place i skwery. Dzieci uczą się o nich w szkołach. Sowieccy generałowie – nieskazitelni bohaterowie czy zwykłe szuje?
Czy nasi wschodni sąsiedzi, myśląc o dowodzących Armią Czerwoną dżentelmenach, mają się czym chwalić? Jacy w rzeczywistości byli generałowie Stalina? Co stanowiło ich słabość? Kilka sylwetek opisanych poniżej pomoże Wam poznać prawdziwe oblicze Armii Czerwonej.
Pijaczyna i malwersant
Marszałek Grigorij Kulik swą karierę wojskową zawdzięczał wyłącznie znajomościom wyniesionym z okresu wojny domowej. W sprawach wojskowych był dyletantem. Jako szef Głównego Zarządu Artylerii lekceważąco wypowiadał się o artylerii przeciwpancernej. Możemy o tym przeczytać w książce „Stalin. Dwór czerwonego cara” Simona Montefiore: Co za bzdura – mało huku, żadnych dziur po pociskach.
Jego znajomość techniki wojskowej zatrzymała się niewątpliwie na roku 1918. Udowadniał to na każdym kroku, starając się na przykład zablokować budowę czołgów T-34 czy też twierdząc: Po diabła nam artyleria rakietowa? Grunt to ciągnięte przez konie działo.
Osiągnięcia, jakie zanotował na froncie w 1941 i 1942 roku, spowodowały jego degradację do stopnia generała majora. Jak widać, czynności typowo wojskowe nie były najmocniejszą stroną Kulika. Zajęciem, w którym czuł się zdecydowanie najlepiej, były pijackie ekscesy.
Lubił również pieniądze, szczególnie państwowe. Dopuścił się defraudacji ponad 85 tysięcy rubli. Ciężkie przewinienia jak na ZSRR, gdzie szło się na 10 lat do łagru za kradzież szpulki nici. Mimo to Grigorij, będąc kolegą Stalina, nie skończył z kulą w głowie lub na Syberii.
Dowódca ten był również bohaterem skandalu obyczajowego, albowiem związał się z przyjaciółką swojej córki. Nowa partnerka marszałka była od niego o 32 lata młodsza, lecz jak wiadomo, nie ma nic silniejszego od prawdziwej miłości…
Sadyści w generalskich mundurach
Kolejnym osobnikiem będącym ucieleśnieniem wielu najgorszych cech był generał Wasilij Gordow. To dzięki jego „wybitnym” umiejętnościom pod Lenino została zdziesiątkowana 1. Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, walcząca w składzie dowodzonej przez niego 33. Armii.
Gordow, mimo iż był człowiekiem niewielkiego wzrostu, miał pewną przypadłość, szczególnie dotkliwą dla swoich podopiecznych. Mianowicie regularnie bił ich, uważając to za najlepszy sposób na utrzymanie dyscypliny.
Zwolennikiem metod siłowych był także gen. Andrzej Iwanowicz Jeremienko, mający na swoim koncie pobicie członka rady wojennej. Gdy ten sadysta !cenzura!ł na zdrowiu, musiał przy poruszaniu posiłkować się laską. Co ciekawe, służyła mu ona do bicia swoich oficerów. Zapewne po to, by ułatwić im konstruktywne myślenie.
Podobne zainteresowania, jak przywołani przeze mnie żołdacy, miało mnóstwo sowieckich dowódców. Urządzanie mordobicia było dla nich czymś normalnym i oczywistym. W tym przypadku do tego typu zachowań zachęcał sam Iosif Wissarionowicz. Jak pisze Roger Reese w książce „Czerwoni dowódcy”, gdy oficer meldował mu o czyjejś niekompetencji czy błędach, Stalin zazwyczaj go pytał: Walnąłeś go w ryj? Jeżeli znowu zrobi coś takiego, walnij go prosto w ryj!
Smakosz i bajkopisarz
Dosyć specyficznie, jak na warunki frontu wschodniego, dowodził swą 43. Armią generał Konstantin Gołubiew. W związku z tym, że posiadał sporą tuszę – ważył 160 kg – dbał głównie o siebie, zupełnie zapominając o swych podopiecznych. Gołubiew, którego punkt dowodzenia znajdował się w odległości 25 kilometrów od swoich jednostek, radził sobie całkiem nieźle. Jak opisuje to Władimir Bieszanow w książce „1943 – rok przełomu”: trzymał dla siebie jedną, a czasem i dwie krowy (żeby mieć świeże mleko i masło), trzy – pięć owiec (dla szaszłyków), parę świń (dla kiełbas i szynek) i kilka kur.
Konstantin Dmitriewicz nakazał podległym mu batalionom inżynieryjnym w bezpiecznym miejscu zbudować sześciopokojowy domek, małą wędzarnię i spiżarnię. W ten sposób swe obowiązki spełniał zapobiegliwy wojak. Mimo iż w oddali grzmiały działa, on sam zajadał się szaszłykami i popijał wódeczką!
Typową manierą radzieckich generałów było bajkopisarstwo, szczególnie w raportach do Naczelnego Dowództwa. Bakcyl oszukiwania, który zainfekował całość korpusu dowódczego Armii Czerwonej, przełożył się niewątpliwie na ich późniejsze powojenne wspomnienia. Szczególne zdolności literackie ujawnił dowódca 17. Korpusu Kawalerii generał Nikołaj Kiriczenko, walczący w 1942 roku na odcinku kaukaskim.
Według tego oszusta jego żołnierze w czasie walki z 198. Dywizją Wehrmachtu pod wsią Kuszczewskaja zabili 5000 Niemców, 300 wzięli do niewoli, a przy tym zniszczyli ponad 50 czołgów! Zdaniem literata Kiriczenki dzielni: kawalerzyści galopem podjeżdżali do czołgów, zeskakiwali na ich pancerze i butelkami z mieszanką zapalającą podpalali wozy. Wspomina o tym Bieszanow w swej pracy, ironicznie opisując działania tego łgarza. Co ciekawe, po takim błyskotliwym zwycięstwie 17. Korpus musiał się wycofać aż za rzekę Kubań…
„Rzeźnik”
Na koniec wspomnę o „najlepszym”, oczywiście wg niektórych, sowieckim dowódcy – marszałku Gieorgiju Żukowie. Jak już wcześniej pisałem, powszechną praktyką wśród wyższego dowództwa Armii Czerwonej była przemoc. Gieorgij Konstantinowicz miał nieco inne zdanie w tym względzie. Bez zbędnych ceregieli strzelał, kładąc trupem swoich podwładnych, sprzeciwiających mu się bądź też niewypełniających jego zaleceń.
„Wielki Marszałek” za nic miał życie prostych żołnierzy. Szafował ich krwią, by osiągnąć wyznaczony cel. Za najlepszy przykład niech posłuży tu wyścig z innymi marszałkami o zdobycie Berlina w 1945 roku. Określenie „rzeźnik” doskonale pasuje do jego drugowojennych praktyk wobec własnych żołnierzy.
W zdobytym Berlinie Żukow dał się poznać jako wybitny złodziej! Żądza posiadania owładnęła wojskowymi wszystkich bez wyjątku oddziałów armii. Przykład pozostałym dawał oczywiście sam Żukow.
Podsumujmy. Większość sowieckich generałów okresu II wojny światowej posiadała słabość do alkoholu i kobiet. Wielu z nich było zwykłymi złodziejami i bandytami w mundurach. Mieli też jednak wspólną pozytywną cechę – bardzo bujną wyobraźnię! W przerwach między piciem, strzelaniem do własnych żołnierzy i okradaniem mieszkańców zajętych terenów budowali własną legendę. Koloryzowanie i wymysły na temat własnych dokonań i wojennych przewag podległych sobie jednostek wyszły im bardzo dobrze. Ponad 140 milionów Rosjan do dziś czci swoich wielkich łgarzy…. pfu! Wielkich bohaterów.
Artytkuł w całości skopiowany
Autor: Jakub Zyska
http://ciekawostkihistoryczne.pl/2014/05/11/pijak-zlodziej-i-sadysta-typowi-radzieccy-generalowie-w-czasie-ii-wojny-swiatowej/