Nastolatki pragną być piękne, więc histerycznie reagują na trądzik. Stres go nasila, a gdy tylko przybywa ropnych krost, irytacja szybko rośnie. Jak przerwać to błędne koło, radzi profesor Anna Zalewska-Janowska, która naukowo zajmuje się psychodermatologią.
Podobno prawie 80 proc. nastolatków cierpi z powodu trądziku.
Anna Zalewska-Janowska: Nie 80, ale 99 proc.! Z rozpiętością: od sporadycznych krost po silny trądzik.
Rozumiem, że wszystko zaczyna się od pojedynczych wyprysków, które powoli się rozsiewają.
Tak i nie! U dziewcząt trądzik zwykle narasta stopniowo, u chłopców częściej od razu obsypuje policzki, czoło, głowę i plecy. Wszystko za sprawą testosteronu (produkują go też organizmy dojrzewających dziewczynek). Wzmaga on wydzielanie łoju w gruczołach, a odpływ łoju blokują komórki naskórka, które także pod wpływem męskiego hormonu nadmiernie się złuszczają. Tak powstają zaskórniki - idealne miejsce do życia dla bakterii Propionibacterium acne. To właśnie one zamieniają niewinne wągry w ropne grudki i krosty.
Dlaczego trądzik uznano za chorobę psychosomatyczną?
Bo stres go niewiarygodnie zaostrza. Najwięcej młodych pacjentów czeka pod gabinetami dermatologów tuż przed egzaminami i gdy kończy się semestr w szkole. Układ nerwowy i skóra są jak bliźniacze rodzeństwo, gdyż w rozwoju embrionalnym powstają z tej samej warstwy zarodka. Stąd potem tak dobrze się komunikują i wchodzą w pewnym sensie w rezonans. Na rozdygotane, napięte nerwy skóra odpowiada zwiększoną produkcją substancji zapalnych, które potęgują trądzik.
Kto więc powinien go leczyć: dermatolog czy psycholog?
Lekarz, ale ze wsparciem psychologa. Reguła ta dotyczy większości przewlekłych chorób skóry dzieci i dorosłych, gdzie ciało i psychika współgrają ze sobą. Ponad 60 proc. pacjentów na oddziałach dermatologicznych ma kłopoty z panowaniem nad emocjami lub cierpi na depresję.
A nastolatki szybko się irytują i nie radzą sobie z napięciem.
Tak. Z jednej strony to efekt burzy hormonów. Z drugiej niełatwo być „w skórze z trądzikiem”, bo postrzega się go jako nieelegancką chorobę. Nie tylko frustruje i obniża poczucie własnej wartości, ale może być powodem dokuczania lub odrzucenia przez rówieśników. Ciekawe badania przeprowadzili ostatnio Amerykanie. Do eksperymentu zaproszono m.in. dwie grupy nastolatków. Jedna oceniała zdjęcia osób z idealną, gładką cerą, drugiej pokazywano te same twarze, ale z komputerowo naniesionymi krostami. W pierwszym przypadku podkreślano urodę modelek i modeli, zwracano uwagę, jak wyglądają usta, nos, brwi czy oczy. W drugim zauważano wyłącznie zmiany na skórze, i to jako szpecące, reszta nie miała żadnego znaczenia.
Czy istnieje już lek, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uwalnia od pryszczy?
Istnieje, ale dermatolodzy niechętnie go przepisują. Chodzi o izotretynoinę (Aknenormin, Izotek, Tretinex), która potrafi wyleczyć najcięższą postać trądziku. Kiedyś rzeczywiście tylko w takich wypadkach była zalecana. Dziś podejście do leczenia już się zmieniło i można ją podawać przy zaostrzającym się trądziku nawet jako lek pierwszego rzutu. Jednak zwykle zaczyna się od antybiotyków (doustnych lub do smarowania skóry) i kremów z retinoidami. Na ten silny środek dermatolodzy zwykle decydują się dopiero po 3 cyklach, gdy tradycyjna kuracja nie daje efektów.
Jednak niektórzy lekarze unikają tego leku. Dlaczego?
Z kilku powodów. Przede wszystkim kuracja wymaga niesamowitego reżimu, co bywa trudne dla młodych pacjentów (wolno ją rozpocząć dopiero po 12. roku życia). Kapsułki z izotretynoiną zażywa się codziennie, zwykle przez pół roku (na tyle rozkłada się ustalaną indywidualnie dla każdego dziecka pełną kurację). Niekiedy leczenie wydłuża się do 240 dni. Przez ten czas co miesiąc trzeba zgłaszać się do dermatologa wraz z wynikami badań krwi . Próbka jest pobierana co 4 tygodnie po to, by sprawdzić poziom cholesterolu i enzymów wydzielanych przez wątrobę, którą obciąża leczenie. Do tego dochodzi kwestia tabletek antykoncepcyjnych dla dziewczynek. Na wszelki wypadek muszą je brać nawet nastolatki, które jeszcze nie współżyją. Takie są przepisy, bo ten przeciwtrądzikowy lek uszkadza płód. Stąd profilaktycznie, by uniknąć zajścia w ciążę, na miesiąc przed rozpoczęciem leczenia i przez miesiąc po zakończeniu dziewczyna zażywa pigułki z hormonami. Na to rodzice podpisują zgodę.
A co z dietą czy słońcem?
Oczywiście w trakcie leczenia nie wolno się opalać, nawet w solarium, depilować nóg laserem czy wyrywać włosków, np. woskiem. Zakazane są wszelkie tłuste dania, a także tran i preparaty z witaminą A (izotretynoina jest jej pochodną, stąd obu substancji lepiej nie łączyć).
Jak nastolatki radzą sobie z tak wieloma zaleceniami?
Z tym bywa różnie. Zwłaszcza że przez pierwszy miesiąc trądzik się nasila. Dopiero potem łagodnieje. Przez cały czas silnie swędzi całe ciało, a suche usta pękają i tworzą się zajady, łzawią oczy. Trzeba więc kupować dziecku w aptece dermokosmetyki zarówno do mycia, jak i lecznicze szminki czy nawilżające aerozole do nosa i sztuczne łzy. Rodzice też powinni uzbroić się w cierpliwość, bo w trakcie kuracji córkę czy syna dopada zniechęcenie, obniżony nastrój.
Czy to wszystko ma sens?
Na pewno tak, moim zdaniem ogromny. Wystarczy zrobić bilans zysków i strat, a właściwie wyrzeczeń. Dla 80 procent nastolatków kuracja kończy się pełnym sukcesem. U pozostałych zmiany są niewielkie lub powtarza się ją. Pamiętajmy, że niewłaściwie leczony trądzik pozostawia blizny. A tego można uniknąć.
Autor: Joanna Zagdańska
Źródło: Claudia