Naskrobałam ostatnio coś takiego. Bardzo prosiłabym o jakąś krytykę, nie krzyczcie tylko za bardzo, bo jest to pierwszy mój tekst, który publikuję w Internecie. Trochę krótkie, ale jeśli się Wam spodoba, postaram się napisać więcej
Zachodzące słońce kładło głębokie cienie na żółtawą już gęstą trawę. Nad nią snuły się nieprzeniknione ludzkim okiem mgły. Wyglądały złowrogo, mogłoby się wydawać, że w mrokach czają się nieprzyjazne zjawy. Dookoła naznaczonego zębem czasu frontonu, który należał do dawno popadłej w ruinę świątyni, wyrastały w niebo stare sękate dęby. Bezlistne już, ciemne drzewa o powykręcanych gałęziach stanowiły ponury kontrast z jasnoszarym niebem.
Samotny jeździec przemierzał niegościnne tereny, rozglądając się ostrożnie. Nagle ciszę, przerywaną dotychczas jedynie wyciem wichru wypełnił nieludzki ryk. Przerażające stworzenie zwinnie wyskoczyło zza monumentalnego frontonu i opadło w dół na czarnych skrzydłach. Rzuciło się z wrzaskiem na uciekającą postać.
Człowiek popędził konia, po czym obejrzał się za siebie. Goniące go smoczysko obnażyło kły. Jego dzikie, przepełnione szałem ślepia błyszczały jaśniej, niż opalowe łuski na grzbiecie. Potwór zbliżał się długimi skokami, podlatując co jakiś czas. Jeździec zerknął raz jeszcze i ujrzał, że bestia dogania jego spłoszonego rumaka. Ostatnim, co zobaczył uciekający był rzucający się na niego smok. Człowiek krzyknął, czując straszliwy ból. Pół sekundy później spadł na niego olbrzymi miażdżący ciężar. Potem była już tylko ciemność.
Kilka kruków zerwało się do lotu z gałęzi rosnącego nieopodal drzewa i poszybowało w niebo.
***
Czarne smoczysko rozszarpywało swą zdobycz z zapałem. Krew wsiąkała powoli w ciemną, zimną ziemię. Kilka ptaków szybowało po niebie, czekając aż olbrzymia bestia porzuci padlinę. W tych ciężkich czasach taka uczta nie zdarzała się im często, więc trupy człowieka i konia stanowiły dla nich łakomy kąsek.
Smok zaryczał, chcąc odpędzić przeszkadzających mu skrzydlatych gości. Ponownie zabrał się do jedzenia.
Dopisało mu dziś szczęście - nieczęsto udawało mu się znaleźć jakichś jeźdźców tak blisko swej jamy. Jakże cieszył się , gdy zatapiał zęby w tych nędznych istotach, gdy ich szkarłatna posoka plamiła mu pysk i rozlewała się wokoło. Nienawidził ludzi z całego serca. Tępili oni jego rasę nie szczędząc środków, zabili mu całą rodzinę, wszystkich przyjaciół.
Nie pamiętał już, pomimo trzystu lat spędzonych na ziemskim padole, kiedy zaczęło się to wszystko. Konflikt musiał narastać od zarania dziejów, gdyż nawet najstarsze smoki znały jedynie legendy, które i tak wyglądały na znacznie zniekształcone. Wraz z upływem czasu wzajemna nienawiść jeszcze się wzmagała. Bestie wylatywały stadami, by obracać w popiół najokazalsze ludzkie miasta, ludzie wyprawiali się zbrojnie na wszystkie odkryte gniazda.
Eitro był jednym z najzagorzalszych w tej walce stworzeń. Zabił najwięcej wrogów, był na większości wielkich bitew, jakie rozegrały się za jego życia.
Teraz, gdy rozrywał szczękami ciepłe jeszcze mięso, czuł się jak w niebie, tak jak za każdym razem, gdy zabijał jednego z przedstawicieli znienawidzonej rasy.
Wtem cały świat stracił dla niego ostrość. Eitro wiedział, że nieuchronnie zmierza ku ciemnemu morzu nieświadomości. Nie miał czasu zastanowić się, co było tego powodem. Walczył, próbował zachować jasność umysłu, jednak wkrótce zalał go mrok. Zemdlał.
***
Powoli wracała mu świadomość, choć czuł się zgoła inaczej, dziwnie. Leżał z zamkniętymi oczami, chcąc pozbyć się tego odczucia. Nigdy jeszcze nie było mu tak nieswojo. Nagle zorientował się, że nie może w żaden sposób poruszyć skrzydłami. Uniósł powieki, lecz to, co ujrzał sparaliżowało go na dobre.
Wszystko wokół było zbyt wyraźne, nazbyt realne, jak na sen, ale czy może istnieć jakieś inne, sensowne wyjaśnienie? Oddałby w tym momencie cały swój skarbiec, aby to okazało się zwykłą ułudą.
Czy coś takiego było możliwe?
Spojrzał na siebie jeszcze raz, niedowierzając. Nie był już ogromnym, czarnym smokiem. Był człowiekiem.
***
Tymczasem gdzieś daleko w zimnych, lepkich ciemnościach rozległ się śmiech. Upiorny dźwięk odbił się echem po murach zamczyska.