Zarejestruj się, lub zaloguj, jeśli posiadasz już konto by uzyskać możliwość wypowiadania się na forum
Zarejestruj się, lub zaloguj, jeśli posiadasz już konto by uzyskać możliwość wypowiadania się na forum
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksPortalSzukajLatest imagesRejestracjaZaloguj
Witamy na Zagrodzie Mgły, największym, nieoficjalnym forum o Howrse!
Wymień się pocztówką! Klik!
Kanał na YT o Howrse - serdecznie zapraszamy! Klik!

 

 Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie

Go down 
+2
Kitka
Broszka
6 posters

Które opowiadanie najlepsze?
1
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty7%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 7% [ 6 ]
2
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty7%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 7% [ 6 ]
3
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty4%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 4% [ 4 ]
4
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty7%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 7% [ 6 ]
5
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty5%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 5% [ 5 ]
6
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty13%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 13% [ 12 ]
7
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty7%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 7% [ 6 ]
8
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty7%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 7% [ 6 ]
9
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty5%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 5% [ 5 ]
10
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty5%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 5% [ 5 ]
11
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty7%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 7% [ 6 ]
12
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty5%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 5% [ 5 ]
13
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty11%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 11% [ 10 ]
14
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty5%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 5% [ 5 ]
15
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty4%Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
 4% [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 91
 
Poll closed

AutorWiadomość
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostNie Sie 12, 2012 3:23 am

Proszę o oddawanie głosów na poniższe prace. Można zagłosować na kilka prac, nie tylko na jedną Smile Więc wybierzcie wszystkie, które według was są dobre.
Głosowanie potrwa jeden dzień (do jutra, do 12.00)
Autorzy nie są podani, by nie kierować się znajomościami.
Polecam przyszykować sobie kawałek kartki i oglądając zaznaczać numerki, które wam się podobają. A potem przenieść to do ankiety.
Nagrody w tej kategorii:
5 autorów najlepszych opowiadań otrzyma po 5 punktów
Nagroda dla zwycięzcy w głosowaniu:
1 Zestaw Posejdona
Nagrody rozlosowane wśród uczestników:
2 Pięty Achillesa
2 Krwie Meduzy
1 Fortuna Krezusa

1

Kod:
Była szósta wieczorem kiedy zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Sam.
- Hej, hej Tygrysku. Wszystkiego naj! - krzyknęła. No tak, dzisiaj moje urodziny.
-Cześć Sam, dzięki.
-Co masz taki smutny głos?
Właśnie dowiedziałam się czegoś strasznego.
-Czego? -Czasami nie lubiłam jej za te krótkie słówka, ale najczęściej kochałam. - Ktoś umarł?
-Nie, nikt nie umarł... Przeprowadzam się na drugi koniec miasta. Na jakieś !cenzura! !
-Nie! Wrabiasz mnie! Zamorduje się..
-Sam... -powiedziałam wyczekując aż skończy.
-To nie może być prawda!
-Rodzice dali mi taki prezent na 13 urodziny.
-I to ma być prezent!?
-Kupili mi jeszcze Fallout 1.
-Jedynkę? Dwójka lepsza ... Ale ją już masz.
-Z gry się cieszę. Ale za kilka dni już się wyprowadzam, będę miała własny pokój, ale bez ciebie...
-Rodzice zostawiają cię na ostatni rok?
-Nie... Mogliby wcześniej powiedzieć. Muszę kończyć.
-Pa - rozłączyłam się.
Powiedziałam jej to. Nie przyjęła tego, aż tak źle... Dziś moje urodziny, a ja tak siedzę w domu. Może pójdę do kogoś? Nie.. Wszędzie będzie to samo. Tylko ta przeprowadzka. Pójdę zagrać w Fallout.
Po godzinie grania w dwójkę rozpracowałam jak popłynąć statkiem. Gdzie ja się znalazłam? Ach tak. Tutaj więżą moją wioskę.
Nagle zadzwonił mój telefon. Wiktor, czego chce?
-Słyszałem, że się przeprowadzasz. Przykro mi.
- Aha. Po co dzwonisz?
- Chce się umówić do kina. - Umówić? On? Ze mną? Na randkę??? - Oczywiście to nie będzie randka -Ufff...
-Nie mam ochoty nigdzie iść...
-Jak nie pójdziesz będzie mi przykro.
- Ok, ok. Pójdę. -powiedziałam to niby od niechcenia, ale w duchu się cieszyłam, że ktoś mnie wyciąga z domu. -O której?
-Już do ciebie idę.
Od razu zaczęło się szykowanie. Ubrać tą czy tą bluzkę? Jeansy czy spódnica? Po kilku minutach Wiktor dzwonił do drzwi. Radosnym głosem powiedział:
-Hej ! Gotowa? A gdzie rodzice?
-Na spotkaniu. Możemy iść - Wiktor jest przystojny. Blond włosy, jasna skóra i czerwone z natury usta.
-W twoje urodziny? Nie mogli odwołać? - wyraźnie ich potępiał. Wolnym krokiem poszliśmy w stronę kina.
- Na co chcesz iść? Na Epokę czy Madagaskar? - Spytał gdy doszliśmy do kina. Nie mogłam się zdecydować. Po kilku bardzo długich minutach wybrałam Madagaskar.
-Bardzo chciałem iść na ten film.- powiedział i przybliżył się niebezpiecznie. Odsunęłam się. Jest zajęty - pomyślałam i szybko poszłam na sale.
-To był naprawdę świetny film - powiedziałam po zakończeniu seansu.
-Cieszę się, że ci się podobał. - Czemu on jest taki miły? Czyżby mnie podrywał? Nieee... Zdaje mi się -to przecież chłopak Sam.
-Wiktor, czemu jesteś dla mnie taki miły? - spytałam prosto z mostu.
-Ja? Nie.. Zdaje ci się.
-Nie, nie zdaje mi się. Prze filmem chciałeś mnie pocałować. Co z Sam.
-Kocham. Kocham Sam. Nie chciałem cię pocałować. Zdaje ci się. - Wszystkiemu zaprzeczał. Ja czułam, że kłamie, ale... Poszłam do domu i o tym zapomniałam.

2

Kod:
Wyjechałam z rodziną nad morze. Byliśmy zmęczeni podróżą , więc tuż po przyjeździe wieczorem położyliśmy się spać. Rankiem zaczęliśmy zwiedzać miasto. Okazało się ,że blisko jest stadnina koni pełna zdolnych i pięknych okazów. Od razu wyruszyłam tam by zobaczyć i zbadać sytuację. Kiedy weszłam na teren stadniny zostałam miło powitana i zachęcona do spędzenia tu czasu. Porozmawiałam chwilę z instruktorką i ta pokazała mi gdzie mogę i na jakich koniach jeździć. Z racji tego, że byłam doświadczonym jeźdźcem miła Pani przydzieliła mi niesfornego , karego ogiera , bym go zajeździła w zamian za darmową jazdę na tym stworzonku. Zgodziłam się , ponieważ moja kieszeń była dosyć uboga jak na taką stadninę. O mało co mnie nie kopnął kiedy chciałam go dosiąść. Poradziłam jakoś sobie i z trudem pojechałam z nim do ujeżdżalni. Powoli , krok po kroku starałam się jakoś tego konia zajeździć , by nadawał się pod siodło dla bardziej początkujących i mniej doświadczonych niż ja. Wróciłam do ośrodka późną porą. Myślałam długo. Rankiem , po śniadaniu znów wybrałam się do stadniny, by zajeżdżać ogiera. Rodzice śmiali się ,że nie widzę świata po za końmi. Ja miałam na ten temat inne zdanie. Wreszcie dotarłam do stajni , osiodłałam i zaczęłam jazdę. Jego kara grzywa błyszczała w słońcu niczym fale nadmorskie. Stukot kopyt był bardzo rytmiczny. Sierść jakby był przed chwilą umyty i wyczesany. Istny cud natury. Ale co innego charakter... Ogień. Po prostu ogień - dziki, żywy i nieprzewidywalny. To podobało mi się w nim najbardziej. Minęło kilka dni codziennego chodzenia do stadniny. Coraz bardziej zżywałam się z koniem. Nie mogłam spędzić bez niego ani chwili. Wreszcie gdy nadawał się już do przejażdżek i wychodzenia w teren zapytałam instruktorkę czy mogę wybrać się z nim na plażę. Chwile myślała i zgodziła się. Ucieszyło mnie to. Chciałam spróbować jednej rzeczy - jazdy na oklep cwałem przez plażę. Była niedaleko więc spokojnie dojechałam w 6 minut. Zdjęłam ogłowie i chwyciłam go za szyję. Dałam znak by się rozpędził. Coraz szybciej , szybciej i wreszcie ... To uczucie wiatru we włosach , tętna kopyt i bicia serca. Szumu morskich fal i zapachu bryzy morskiej. Nic do szczęścia mi nie brakowało. Poczułam się wolna od wszelkich trosk. Po prostu wolna. Biegliśmy tak złączeni magiczną siłą przez kilka chwil. Okazało się ,że te kilka chwil to ponad pół godziny. Zsiadłam z niego i popatrzyłam mu się w oczy - widziałam w nich głębię oceanu i za razem dzikość górskiego wiatru. To coś... Inne niż u zwykłych koni. Wróciłam do stadniny. Za kilka dni wyjeżdżaliśmy. Podreptałam do ośrodka. Siadłam na łóżku i rozmyślałam. Wpadł mi do głowy pomysł. Zeszłam do rodziców i oznajmiłam im o tym ,że chyba zostanę tydzień dłużej. Zgodzili się , ale pod jednym warunkiem - ani dnia dłużej. Byłam uradowana. Ostatnie 6 dni minęło tak szybko iż nie dało się tego zauważyć. Musiałam się pożegnać z koniem. Instruktorka powiedziała ,że mogę mu nadać imię. Przez myśl przebiegło mi jedno słowo - Vegazo. Został więc Vegazem. Bardzo smutno było mi wyjeżdżać i pozostawić go samego. Nie myślałam ,że wytworzy się w nim taka więź. Myślałam nawet o jego kupnie. I to była myśl! Zapytałam się o jego cenę i wyjaśniłam chęć i cel kupna. Instruktorka, a jak się okazało właścicielka stadniny podarowała mi go. Podobno patrzyła kiedy jeździłam na nim i widziała jak się z nim związałam. Byłam wniebowzięta. Cieszyłam się , bo moi rodzice mają stajnię i wiem gdzie mogłabym go trzymać , a oni sami rozpatrywali chęć kupna nowego ogiera. Właścicielka powiedziała również ,że koń dotrze do mnie w przeciągu 3 - 4 dni. Szybko pobiegłam się spakować i wyszłam czym prędzej na peron pociągów by się nie spóźnić. Tych wakacji nigdy nie zapomniałam i nigdy nie zapomnę.

3

Kod:
Był słoneczny dzień lata.
Kasia,jak co dzień wychodziła do lasu,po jagody na szarlotkę.
Las był bardzo blisko domu.
Z okien widać już było piękne zielone drzewa i krzewy.
-Ahh,jak ja kocham ten las..-Powiedziała cicho,idąc dalej.
Szła wyznaczonym szlakiem,zbierała kasztany,szyszki i żołędzie.
Wreszcie,doszła do jagód,nagle,poczuła,że coś za nią przebiegło.
Obróciła się,lecz nic nie ujrzała.
Zbierała dalej.
Nagle,znów poczuła jakby coś przebiegło,szybko się obróciła krzycząc :
''Stój!''
Zobaczyła przed siebie,i nie potrafiła uwierzyć własnym oczom.
Był to pies.Był ta chudy,że wyglądał jak sama skóra i kości.
Na głowie miał gniazda pcheł,kleszcze wypadały garściami,miał też liczne rany otwarte.
Do tego wszystkiego,był tak brudny,że nie dało się określić,jak wygląda.
Bardzo się bał,próbowała do niego podejść.
Mówiła do niego,w końcu dał się wziąć na ręce.
Zaniosła psa do domu.
Umyła go,i okazało się że jest pięknym pieskiem w czarne łatki.
Mama zawiozła go do weterynarza,był miesiąc leczony w schronisku.
Dziewczynka codziennie na forum patrzała,co z nim będzie.
Po miesiącu Rico(takie dostał imię)wyzdrowiał,ale wciąż nie było dobrze z psychiką.
Nadeszły urodziny Kaśki.
Paliły się świeczki,wszyscy śpiewali sto lat.
-Pomyśl życzenie kochanie!-Powiedziała mama.
Kasia pomyślała...
Chciałabym żeby Rico był ze mną..i był szczęśliwy..-Myślała.
Za chwilkę,wszedł spóźniony kuzyn z... RICO!
Pod koniec wakacji,Rico znalazł kochający dom u Kasi,a Kasia wreszcie spełniła swoje marzenie o przyjacielu..

4

Kod:
Pewnego dnia w stajni była piękna pogoda. Instruktorka przydzieliła mi i koleżance konie do jazdy i powiedziała, że mamy iść po nie. Niestety miałyśmy pecha bo konie były po drugiej stronie jeziora (mamy takie wielkie pastwisko a jezioro nie jest aż takie wielkie). Wyruszyłyśmy godzinę przed by zdążyć na jazdę bo po naszej jeździe miał przyjechać ktoś inny. Szłyśmy po tych górkach było tak upalnie że już nie mogłyśmy po jakiś pół godzinach doszłyśmy do koni. Ale co się okazało ? Akurat nasze konie były najdalej i to jeszcze przy samym lesie. Doszłyśmy do nich w jakieś 10 minut, a one zaczęły nam uciekać. Musiałyśmy biec za nimi bo kawałek dalej zauważyłyśmy rozwalony płot. Na szczęście udało nam się je złapać. Gdy już wracałyśmy przestraszyłyśmy się bo inne konie zaczęły za nami galopować ale gdy się zatrzymałyśmy one zaczęły wracać. Wróciłyśmy do stajni po jakiś 20-30 minutach. Nie miałyśmy na nic siły po tej ciężkiej wyprawie. Gdy usiadłyśmy na chwilę by odsapnąć zobaczyłyśmy, że wszystkie konie zaczęły wracać. My byłyśmy złe a wszyscy się z nas śmiali. Instruktorka stwierdziła, że mamy iść wyczyścić i osiodłać konie i że jednak zabierze nas w teren. Pojechałyśmy na prawie 2 godzinny teren. Gdy jechałyśmy galopem wyskoczył nam z krzaków zając. 'Mój' koń stanął dęba zawrócił się i zaczął biec bardzo szybkim galopem. Nie mogłam go zatrzymać, aż w końcu udało mi się go zawrócić i galopował do innych koni. Gdy byłam już blisko nie mogła go zatrzymać ale jednak jak był już blisko z galopu stanął a ja przez jego szyję gdyż tego się nie spodziewałam. Nic mi nie było wsiadłam i pojechaliśmy dalej. Instruktorka zabrała nas nad jezioro. Zdjęliśmy siodła i instruktorka miała podsadzić koleżankę ja instruktorkę a ja miałam wsiąść sama. próbowałam ze dwa razy aż zobaczyłam ścięty pieniek podeszłam do niego i wsiadłam na konia. Wjechaliśmy do jeziora 'mój' koń był tak zadowolony. Prawie cały czas pływałam. Woda była taka ciepła. Wyszliśmy 'zdjęliśmy' wodę z koni, chwile poczekaliśmy wsiedliśmy i pomału wróciliśmy do stajni. Przyjechaliśmy rozsiodłaliśmy wypuściliśmy konie a po chwili spadł deszcz

5

Kod:
Wakacje... Najpiękniejszy czas dla uczniów, i jakże dobry dla ich nauczycieli... Jednak Ewa od zawsze nie lubiła wakacji. Tylko siedziała w domu, 'gapiąc' się w ściany. W tym roku miało być jednak inaczej. Góry, dużo gór, taaak, to jest coś pięknego. Do czasu... Przewodnik-ksiądz ciągał ich po górach, dolinkach, na przełaj na Gubałówkę i w wiele miejsc, których idąc normalnym tempem nie zdążyliby obejść w miesiąc. Ewa wróciła do domu z masą odcisków, trzema guzami (pamiątką po Jaskini Mroźnej), ale jakże szczęśliwa. Co tam całonocne imprezy w innych pokojach, głośne zachowanie niektórych, narzucona cisza nocna - jakżeby inaczej, kontrolowana - ale z takimi ludźmi i z takimi przeżyciami nawet materac był najlepszym łóżkiem, a wszystko co podane do stołu - obiadem rodem z najlepszej restauracji. Parę dni później była pielgrzymka - nie, nie szła na nią, byłby problem z wiekiem - ale najlepszym przeżyciem jest i tak przywitanie braci i sióstr pielgrzymkowych... I to jakie przywitanie - bigosem i kompotem! Takie przeżycia są właśnie najlepsze – gdy ktoś prosi Ciebie, siostrę, o pomoc w jakiejś sprawie...
Ewa przeżyła to jako najlepsze wakacje, jako swoistą ‘najlepszą, wakacyjną przygodę. Może i inni chwalą się wyjazdami nad zagraniczne oceany, w inne, wyższe góry, zwiedzają jakieś egzotyczne kraje - jednak dla niej to, co przeżyła, było najlepszą wakacyjną przygodą, jaką mogła przeżyć... I już wie, co będzie robić w następnym roku - Zakopane, to samo miejsce i ci sami ludzie - oraz, oczywiście, wyprawa na pielgrzymkę. Całą.

6

Kod:
Jeszcze tydzień temu nie wierzyłem w magię. Byłem pewny, że czary, zaklęcia i inkantacje to domena książek fantastycznych, i od biedy, kiepsko zrobionych filmowych adaptacji. Mityczne stworzenia i istoty były jedynie kolejną z fantazji ludzi, a w klątwy i uroki, jakoby rzucane na dzieci przez czarownice, jedynie wymysłem wróżek zbijających na ich usuwaniu forsę. A to, że zwierzęta potrafią mówić, było jedynie wymysłem rodziców chcących urozmaicić dzieciom Wigilię. Aha, i nie wierzyłem ani w piekło, ani w demony.

Mam dziewiętnaście lat, noszę imię Damian, a moja siostra jest szurnięta na punkcie kotów i każde znalezione kocię przynosi do domu, a później są kłopoty, komu by to kocię wepchnąć, bo wszyscy znajomi już kota mają. Matka zajmuje się domem i czytaniem książek, ojciec jest urzędnikiem. W sumie całkiem normalna rodzina. To znaczy, mogłaby być normalna, gdyby nie fakt istnienia odstającej postaci młodego ironisty, w skrócie nazywanej mną.

O tak, dzień w którym w chociaż jednym moim zdaniu nie pojawia się ironia, można traktować na równi z świętem państwowym. Taką po prostu mam naturę, cóż poradzić. Ironicznie komentuję wszystko, co się da, odnoszę się do każdej nowo poznanej sprawy z dystansem. Długo zajmuje mi zaakceptowanie jakiejś nowości w moim życiu. Może właśnie dla tego nie przepadam za kotami, które moja siostra znajduje i przygarnia. Kociaki są u nas zbyt krótko, bym się mógł do nich przywiązać. Nawet nie próbuję, bo wiem, że jeśli nie skończą u znajomych naszych znajomych, to trzaśnie je samochód. Te zwierzaki mają zwyczaj szlajania się po całym mieście.

Jeśli już chciałbym mieć zwierzaka, to takiego, który żyłby długo, na tyle dużego, by nie mieć obawy, że prześlizgnie się przez dziurę w płocie i wpadnie po rozpędzone auto. Może nosorożca?

Właśnie tydzień temu odwiedziło nas wujostwo, mieszkające w całkiem sporym domku na wsi. O ile ciotkę lubię, tak jej męża nie cierpię. Nadęty bubek, by nie wyrazić się dosadniej. Szanowny pan gość czepiał się wszystkiego, aż w końcu uciekłem do mojego pokoju. Oczywiście, musiał wleźć do mojego królestwa.

- Damian – zaburczał, włażąc w buciorach na mój dywan, oczywiście bez pukania. – Jak ty gości przyjmujesz?

Miałem ochotę powiedzieć mu, że co jak co, ale on miłym gościem nie jest, ale w porę ugryzłem się w język. Jakoś nie miałem ochoty na awantury w moim własnym domu. Tymczasem wścibski jegomość, zerkając krytycznie na ekran monitora – na którym jasno było widać, że coś ściągałem – wygłaszał kolejną przemowę.

- I co się lenisz, chłopcze? Ani matce, a ni siostrze nie pomożesz, leń patentowany!

W tym momencie przegiął. Doskonale wiem i wiedzą o tym również moja matka i siostra, że jeśli chodzi o szykowanie posiłku czy ozdabianie stołu, jestem w tym kompletnym niedojdą. Same sobie świetnie radzą. A co do mojego lenistwa… Owszem, lubię sobie czasem poleżeć, ale bez przesady.

- Odpoczywam – rzuciłem krótko, starając się trzymać nerwy na wodzy, chociaż oczami wyobraźni już widziałem, jak moje dłonie o palcach pianisty – ciekawe, po kim je odziedziczyłem? – zaciskają się na gardle wujka.

- Po czym to? – wujek wkurzał, chociaż powinien już wiedzieć, że jeśli odpowiadam krótko i zwięźle, jestem zły. To wie już cała rodzina, przez dziewiętnaście lat zdążyła się tego nauczyć. Tylko on wydaje się być oporny.

- Po dwunastu latach nauki i cholernie ciężkiej maturze! – nie wytrzymałem.

Doszłoby do kłótni jak nic, bo wujek poczerwieniał i już miał mi strzelić wykład o zachowaniu się, przeklinaniu i nielegalnym pobieraniu z Internetu – szczegółem jest, że akurat to był album muzyki non-profit – gdyby w tym momencie nie weszła ciotka i nie zauważając napiętej atmosfery, zaproponowała mi wakacje na wsi. Trzy tygodnie bez Internetu, ale za to z kablówką. I świeże powietrze, którego mi tak bardzo brakuje w mieście, gdzie duszę się spalinami. Stwierdziłem, że to może być całkiem dobry pomysł, pomijając oczywiście istnienie wujka. Miałem ochotę wyrwać się z domu. Wakacje rozpocząłem pod koniec maja, był koniec czerwca, a ja miałem wolne aż do października, kiedy miał zacząć się
rok akademicki. Ale najbardziej przekonała mnie niechętna twarz wujka. Na przekór jego minie zgodziłem się natychmiast i ustaliłem z ciotką, że zabiorę się z nimi, z samego rana.

Spakowałem więc wszystko, co mogłoby mi się przydać, nagrałem na mp3 masę piosenek i nawet udało mi się znaleźć kąpielówki. Nie pytajcie, gdzie.

Kilkanaście godzin później nuciłem jedną z rockowych piosenek w aucie, ku irytacji wujka. Ha, wkurzyłeś mnie, teraz ja wkurzę ciebie. Oko za oko, ząb za ząb.

Trzy godziny drogi, podczas których porzuciłem pomysł denerwowania wujka i po prostu przysnąłem, oparty o szybę. Nawet rytmicznie podskakiwanie auta na dziurawych drogach mnie nie obudziło. Otworzyłem oczy dopiero wtedy, gdy samochód zatrzymał się na żwirze przed całkiem sporym, ładnym domem. Czując się rozbitym, jak zawsze, gdy jakimś cudem uda mi się zasnąć w dzień, wziąłem bagaże i powlokłem się do mojej tymczasowej sypialni. Do końca dnia chodziłem jak nieprzytomny. Dopiero wieczorem poczułem się lepiej i wyszedłem na zewnątrz.

Była bodajże piąta po południu. Niebo pociemniało, gdzieś w oddali od czasu do czasu się błyskało. Przespacerowałem się po podwórzu, wdychając zapach nadchodzącej burzy. Przeszedłem obok budynków gospodarczych i usłyszałem rżenie konia. No tak, ciotka miała zwierzaka. Wszedłem do stajni i zaskoczył mnie widok. Spodziewałem się wiejskiej szkapy, wiecie, takiego zwykłego konia od pługa, a tymczasem patrzył na mnie wierzchowiec z pewnością rasowy i z rodowodem. Nie znam się na koniach, ale akurat to potrafiłem rozpoznać. Nie mam pojęcia, jak nazywa się taka końska maść, w każdym razie jego sierść przypominała kawę z mlekiem, a grzywę i ogon miał białe. Ładny zwierz, nie powiem.

Pamiętam, że podszedłem bliżej i pogłaskałem konia po pysku. Wydawał się spokojny, więc bezmyślnie przelazłem przez bramkę czy cokolwiek to jest i znalazłem się przy koniu. A potem gdzieś blisko strzelił piorun, koń się spłoszył, a ja dostałem kopytem w łeb i wszystko rozpłynęło się w ciemności.

Powitał mnie tak potworny ból głowy, że zaraz po podniesieniu powiek chciałem ponownie zapaść w sen. Przełamałem się jednak i powolutku usiadłem, rozglądając się dookoła. Co to, kurcze, ma być?

To nie była stajnia. To nie była nawet wieś ciotki, tego byłem najzupełniej pewny. Niebo było błękitne i pozbawione chmur, a dookoła mnie rozciągała się aż po horyzont łąka pełna wysokich, bujnych traw. I nic więcej. Nie widziałem nigdzie żadnego zabudowania. Wstałem wolno, trzymając się za uszkodzoną głowę. Majaczę, pomyślałem. Mam halucynacje.

Usłyszałem za sobą kopyta łamiące wysokie źdźbła roślin. Odwróciłem się powoli i mimowolnie westchnąłem.

To był ten sam koń. Tak samo rasowy i zadbany, jak ten ciotki, ale mający w oczach coś… coś ludzkiego. Patrzył na mnie tak, jak patrzy człowiek, nie zwierzę. Żadne zwierzę nie potrafi patrzeć w ten sposób, nawet jeśli jest piekielnie inteligentne.

 Koń, pozbawiony uzdy i całej reszty, nie mający nawet podków, przestał zwracać na mnie uwagę. Odwrócił się zadem do mnie i powoli szedł wśród traw, unosząc dumnie głowę. Długi ogon zamiatał ziemię.

Bez namysłu poszedłem za nim. Był jedyną istotą w całym tym morzu zieleni, którą widziałem. Nie zbliżałem się jednak do niego, pamiętając o bolesnym kopniaku w głowę. Krew przestała płynąć z rany. Jak długo leżałem nieprzytomny? I gdzie, do licha, jestem?

Nie wiem, ile tak szedłem. Zatraciłem zupełnie poczucie czasu, a dookoła nic się nie zmieniało. Tylko zielone fale, błękitne niebo i słońce idealnie w zenicie, palące mój kark. W końcu zrzuciłem koszulkę, ale to nic nie pomogło. Zgrzany, spocony i zmęczony, po długim czasie po prostu opadłem z sił. Usiadłem na ziemi, oddychając głęboko i modląc się o chociaż odrobinę cienia.

Moje życzenie zostało spełnione. Zwierzę pochyliło się nade mną, pochodząc tak cicho, że tego nie zauważyłem, zajęty łapaniem oddechu. Gdy zobaczyłem go nad sobą, drgnąłem przestraszony i chciałem się cofnąć. A potem stało się coś bardzo dziwnego. Zwierzę spojrzało mi w oczy i dostrzegłem to samo spojrzenie, które co rano wyglądało z lustra. Koń miał moje bladoniebieskie oczy.

Jak zahipnotyzowany podniosłem się z ziemi. Miałem wrażenie, jakby ktoś pokrył mój umysł ciężką tkaniną, skrępował myśli i zmusił do niezdarnego wlezienia na koński, strasznie wysoki grzbiet. Widziałem wszystko jak przez mgłę, białe włosy z grzywy chlastały mnie w twarz. Zachwiałem się w siodle, czując, jak moje ciało ogarnia słabość. Było mi źle, żle w tym ciele, nie przywykłem do bycia nieporadnym, zależnym od innej istoty, uległym. A byłem, bo jeden gwałtowny ruch konia mógłby spowodować bolesny upadek.

Chciałem uciec, ale nie mogłem. Ciało odmówiło posłuszeństwa umysłowi. Musiałem siedzieć na grzbiecie szalonej bestii, która wyskoczyła właśnie w górę. Moje dłonie same chwyciły się grzywy, chociaż chciałem zakończyć tą jazdę. Ziemia uciekła spod kopyt, zniknęło morze zieleni, zniknął błękit i słoneczna, płonąca kula. Kosmos.

Ciemność, chłód i szpony strachu zaciskające się na sercu. I szepty, rozbrzmiewające w mojej oszołomionej strachem głowie.

Wróciłeś, książę.

Nie chciałem. Nie chciałem mieć nic wspólnego z istotami, które wyłoniły się z mroku. Mój wzrok się wyostrzył, by moje oczy patrzyły. Na próżno próbowałem je zamknąć.

Stwory o oczach płonących krwią, coś tak niezrozumiałego dla człowieka, który nigdy czegoś takiego nie doświadczył. Szponiaste dłonie zakończone pazurami, wychudłe ciała, z którymi nie mogły konkurować nawet zabiedzone modelki z wybiegu. Zepsute kły, ciemne kłaki wirujące dookoła sylwetek, jakby w wodzie.

Witaj, panie. Wróciłeś, panie… Panie, spójrz! To twoje królestwo!

Setki demonów, jakaś potworna kobieta próbująca zedrzeć mnie z konia i ściągnąć w otchłań. Upiorny śmiech. Moje ciało na moment się obudziło, z moich ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Czułem zło wszędzie, zagryzłem wargi do krwi, jej zapach rozszedł się dookoła tak, jak krew rozchodzi się w wodzie. Poczułem, że zaraz ogarnie mnie szaleństwo.

Koń pognał dalej, wnosząc się w pustce, bestie zniknęły, a ja zaszlochałem cicho, przerażony tym, co widziałem. Ich krzyki wciąż jednak wibrowały mi w głowie.

Wróć do nas! Do nas! Bądź jednym z nas! Władaj nami!

W ustach zaschło mi tak, jakbym przez rok żywił się pustynnym piaskiem. Koń skoczył w ciemność.

Ocknąłem się z krzykiem w ciemnej stajni, koń pochylał się tuż nade mną, patrząc końskimi, zwykłymi oczami. Chwiejąc się na nogach, odsunąłem się natychmiast, przytuliłem do drewnianej ściany. Grzmiało, błyskało, o dach biły krople deszczu.

Znów byłem w normalnym świecie. Ale czym było to, co przed chwilą przeżyłem? Snem, majakiem człowieka uderzonego w głowę? Wizją? Mojej koszulki nie było, jakbym zostawił ją w tamtym świecie.

Długo tam stałem, próbując uspokoić szaleńczo bijące serce. Czułem się jak dzieciak, który zgubił się w lesie. Ciszę przerywało jedynie rżenie konia, zajętego posiłkiem. Patrzyłem na niego, próbując zrozumieć, jaką rolę odegrał w tym wszystkim.

A potem zakląłem paskudnie, puściłem zwierzęciu sporą wiązankę, wylewając słowami swój strach i gniew. W życiu nie zbliżę się do konia, obiecuję.

Potem odwróciłem się i stanowczo ruszyłem w kierunku wrót stajni, wymyślając wymówkę dla ciotki o przyczynie rany na głowie. Wyszedłem w deszcz, na podwórze. Błysnęła błyskawica, a serce podeszło mi do gardła.

Ułamek sekundy wystarczył, bym dostrzegł i rozpoznał demoniczną kobietę z wizji. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, ale jej głos przetoczył się po mnie tak samo, jak grzmot po niebie.

Jeden z nas.

Witaj, synu.

Pognałem do domu, wpadłem w ciepło i krąg światła bijące od rozpalonego kominka. Następny piorun uderzył w dach stajni, koński wizg był tak przerażający, że chciałem uciec. Widziałem przez szybę, jak koń wypada z płonącego budynku, jak przenika przez płonące belki i skacze w ciemność. Zdołałem jeszcze dostrzec, jak grzywa i ogon zmieniają się w krew, a sierść przybiera barwę nocy.

Wybrałeś dzień. Ale my nie zapomnimy i nie pozwolimy ci zapomnieć, kim jesteś, dziecię nocy.

Obok mnie przebiega przerażona ciotka. Nie zwraca na mnie uwagi, gdy siadam ciężko w fotelu i próbuję poukładać sobie, kim tak naprawdę jestem. Najwidoczniej mam jakieś koneksje z piekłem. Super.

Coś czuję, że będę miał piekielnie ciężkie życie.

7

Kod:
Chociaż jest półmetek wakacji, to ja czuję się samotna jak palec. Nie jestem jakimś kujonem, co tęskni za szkołą, ale jeżeli tak mają wyglądać moje wakacje, to ja dziękuję. Ja Klaudia się nudzę w wakacje. No chyba jestem nienormalna. Mamy jechać w góry, a ja chcę wrócić do szkoły. Ma mnie odwiedzić całkiem spore kuzynostwo. W dodatku nie lubię tych dziewczyn, bo lubią tylko „elitkę”. Szkoda gadać…
Przygotowując obiad dla kuzynek z nerwów potłukłam szklankę. Miałam ochotę walić wszystkim, co porcelanowe w ścianę. Wtedy usłyszałam skauczenie. Nie wahając się ani chwili dłużej pobiegłam. Dźwięk wydobywał się ze krzaków i był to… mały kotek. Wzięłam go na ręce. Widocznie był przestraszony, co utrwaliło mnie w myśli, że musiał być porzucony. Poszłam natychmiast do domu. Rodzice i tak na kota się nie zgodzą. Babcia panicznie się boi kotów.
Cel był inny, niż myślałam. Ponieważ babcia nie chciała przegonić kota parasolką, kotek został. Jeżeli właściciel się znajdzie, to będę go musiała oddać. Mam nadzieję, że nie. Postanowiłam zabawić kotka. Chyba strasznie boi się rodziców. Mam nawet dla niego imię – Śpioszek, bo bardzo lubi spać. Od momentu, w którym zobaczyłam go po raz pierwszy wakacje stały się kolorowe. Nie chciałam wracać do szkoły…
Bawienie, karmienie i kąpanie Śpioszka były dla mnie nie tylko zabawą, ale też odpowiedzialnością. Był on taki słodki. Mimo to z obawą czekałam na kuzynki.
Kuzynki przyjechały pod dom. Dziewczyny nie były zbyt zachwycone moim widokiem, ale udawały, że mnie lubią. W końcu zobaczyły Śpioszka, a jedna z nich poznała, że był to jej kot i miał na imię Tofik. Zaskoczyło to naszą rodzinę, a w szczególności mnie. Ania, bo tak miała na imię kuzynka przytuliła kotka. Z mych oczu popłynęły łzy, ale i tak kotek będzie zawsze dla mnie będzie Śpioszkiem.

8

Kod:
Obudziłam się wcześnie rano. ,,No tak. Dzisiaj w końcu jadę do kuzyna. W końcu polecę do Londynu!” pomyślałam. Od dawna o tym marzyłam, a dziś w końcu moje marzenie się ziści. Szybko wyskoczyłam z łóżka i jako pierwsza wbiegłam do toalety, zamykając drzwi przed nosem mojej siostry. Chociaż raz mi się to udało. Stanęłam przed lustrem i wpatrzyłam się w moje odbicie. Włosy spięłam w kok, przemyłam twarz i zaczęłam szczotkować zęby. Agata dobijała się do drzwi łazienki, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Odłożyłam szczoteczkę do zębów i rozwiązałam koka. Teraz trzeba zrobić porządek z moimi włosami. Zaczęłam je rozczesywać, po czym zrobiłam z nich kitkę. Wyszłam z łazienki i pobiegłam do mojego pokoju. Szybko zajrzałam do szafy i przeglądałam ubrania. Za oknem świeciło słońce, więc wybrałam spódniczkę i bluzkę z krótkim rękawkiem. Wyjęłam z szafy spakowaną walizkę. Na szyję zawiesiłam aparat cyfrowy i komórkę. Teraz już byłam gotowa. Nagle do moich uszu doszedł głos mamy.
-Dziewczyny pospieszcie się! Za godzinę odlatuje samolot!-krzyczała. Nim zdążyłam jej odpowiedzieć usłyszałam głos siostry. - Już idę! Muszę się tylko ubrać- uśmiechnęłam się. W końcu ja byłam gotowa wcześniej. Zeszłam po schodach do kuchni, gdzie stała torba z jedzeniem na drogę. Do Londynu leciałam tylko ja z siostrą, a rodzice zawozili nas na lotnisko. Najlepsze w tym wszystkim było to, że w Londynie są teraz Igrzyska Olimpijskie, a mój kuzyn kupił dla nas bilety na występ jakiegoś Polaka. Walizkę ciągnęłam w jednej ręce, a torbę chwyciłam w drugą. Teraz trzeba było czekać na Agatę. Szybko zbiegła do kuchni , a jej walizka ciągnięta w prawej ręce była wypchana po brzegi. –Już jestem- wydyszała –Możemy jechać.-wyszliśmy w domu i wpakowaliśmy się do samochodu. Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy na lotnisko. O mało się nie spóźniliśmy, bo samolot już czekał. Pożegnałyśmy się z rodzicami. I weszłyśmy do samolotu. Lot był cudowny i niezapomniany. To były najwspanialsze wakacje.

9

Kod:
    Ten dzień zapowiadał się na kolejny upalny dzień sierpnia Można by rzec, że to był dzień jak codzień. Ale nie dla April. Dokładnie miesiąc temu wzięła udział w konkursie, w którym główną nagrodą był rejs statkiem na Karaiby. Nigdy nie miała szczęścia do takich rzeczy, ale jakieśprzeczucie kazało jej spróbować. I teraz stała na pokładzie wycieczkowca razem z gronem innych szczęśliwców, podziwiając piękne wyspu arcipelagu na Oceanie Atlantyckim. Właśnie patrzyła na baraszkujące w wodzie delfiny, gdy poczuła, jak ich statek bardzo mocno w coś udzerzył. Nagle wśródpasażerów wybuchła panika: ludzie zaczęli krzyczeć i biegać po pokładzie.
- Tylko spokojnie, April - powtarzała sobie w duchu. - To na pewno nic groźnego.
  W rzeczywistości była równie przerażona, co pozostali. Na szczęście po chwili na pokładzie pojawił się kapitan. Ale niestety nie miał dobrych wieści.
- Proszę wszystkich o uwagę! Nasz statek natafił na podwodne skały i utknął między nimi. Wszyscy musimy wsiąść do łódek i popłynąć na najbliższą wyspę. Później spróbujemy się z kimś skontaktować.
  Tłum wciąż był przerażony, ale trochę uspokoiło ich to, że kapitan zachował zimną krew. Powoli wszyscy opuścili wycieczkowiec i popłynęli w stronę archipelagu, na który April patrzyła przed wypadkiem.
  Ze wszystkich osób tylko ona była zadowolona z tego obrotu zdarzeń: zawsze marzyła, by na wakacjach przeżyć jakąś przygodę. Nie spodziewała się jej podczas tego rejsu, ale najwyraźniej los lubi płatać różne figle.
  W końcu dopłynęli do brzegu pokrytego ciepłym, złotym piaskiem. Na wyspie panowała cisza, przerywana jedynie krzykami różnych egzotycznych ptaków. Plaża była dość szeroka, a jej koniec wyznaczały gęste zarośla oraz drzewa, ciągnące się najprowdopodobniej daleko w głąb wyspy.
  Gdy wszyscy wysiedli, kapitan przemówił:
- Skoro już tu jesteśmy, musimy omówić kilka spraw. Po pierwsze, próbowałem już się z kimś skontaktować. I niestety, nie udało mi się - nie ma tu zasięgu. Więcchyba musimy na razie tu zostać i czekać na jakiś samolot lub statek, który będzie tędy przepływał.
Wśród ludzi rozległy się niespokojne szmery.
- Po drugie - powiedział głośniej by uciszyć tłum - musimy się tu jakoś zorganizować. Potrzebujemy szałasów i drewna na opał. Pożywienie i wodę pitną mamy w łodziach, więc z tym nie będzie problemu. Podzielimy się na dwie grupy. Jedna będzie szukać dużych gałęzi i zbuduje schronienie, a druga pozbiera te drobniejsze i rozpali ognisko. Jutro zastanowimy się nad tym, co robić dalej. Tylko musimy się spieszyć, bo zaraz nadejdzie zmrok.
  April dołączyła do grupy "szałasowej" - uznała tozajęcie za dużo ciekawsze. No a poza tym była kiedyś harcerką.
  Po niecałych trzech godzinach wszyscy siedzieli w prowizorycznych chatkach grzejąc się przy ciepłym ogniu. Dawna p[anika ustąpiła miejsca śmiechom i gwarom rozmów. Wszyscy zdawali się nie pamiętać o tym, co dziś przeżyli i cieszyli się wakacjami. Dopiero późną nocą ostatni rozbitkowie udali się na spoczynek.
  April obudziły promienie porannego słońca. Wyszła z szałasu i przeciągnęła się. Zawsze marzył jej się jogging brzegiem morza o wschodzie słońca. Ruszyła w stronę oceanu, gdy nagle coś usłyszała. Spojrzała w stronę obozowiska, ale wszyscy jeszcze spali. Pomyślała, że tylko jej się zdawało, lecz znów usłyszała hałas. Szybko pobiegła do schronów i wszystkich obudziła.
- Szybko, wstawajcie! Słyszałam jakieś głosy! Tu ktoś jest!
  Na jej słowa ludzie natychmiast poderwali się z miejsc i ruszyli za nią wdłuż brzegu. Po chwili równieżoni usłyszeli ludzkie głosy i przyspieszyli. Gdy minęli pas zieleni w głębi wyspy stanęli jak wryci. Ich oczom ukazała się bowiem zabudowa agroturystyczna: hotel, sklepy i mnóstwo ludzi. Wszyscy popatrzyli na siebie i wybuchnęli śmiechem.
- A to dobre! - powiedziała April. - Myśleliśmy, że utknęliśmy na bezludnej wyspie, a okazało się, że tuż obok mieliśmy naszą cywilizację.
  Wszyscy z uśmiechami na twarzach ruszyli w stronę hotelu, by skontaktować się z biurem podróży. A April pomyślała, że chociaż ta wycieczka nie potoczyła się całkiem z planem, to i tak była najcudowniejszą przygodą w jej życiu.

10

Kod:
Był piękny pogodny ranek w Warszawie...
Lisa poszła do parku, aby zobaczyć zwierzęta takie jak m.in wiewiórki, ptaszki
Dziewczynka szła sobie po wąskiej ścieżce, gdzie spotkała śliczną małą wiewiórkę.
Otworzyła swój plecaczek i wyjęła orzeszka po czym dała małej wiewiórce.
- Jaka jesteś słodka - powiedziała Lisa i usiadła na ławce.
Wiewiórka po zjedzeniu orzeszka podeszła do Lisy i czekała na kolejnego orzeszka.
Lisa miała jeszcze kilka orzeszków, które położyła przy wiewióreczce i poszła nad jezioro.
Nad jeziorem spotkała swoją przyjaciółkę Jessie.
-Cześć Jessie! - zawołała Lisa.
-Cześć, co tu robisz? - spytała Jessie.
-A spaceruję sobie po parku, ponieważ nie mam nic innego do roboty...-odpowiedziała
-Może chcesz ze mną po południu pojeździć konno? -spytała Jessie po czym wyjęła telefon z torebki i pisała sms-a
-Bardzo bm chciała, ale ja nie potrafię jeździć - westchnęła Lisa.
Jessie po wysłaniu sms-a powiedziała - Przecież ty kochasz konie! Chodź ze mną to się nauczysz. Spotkajmy się w centrum.
Lisa się zgodziła i poszła z Jessie do domu....

Po południu kiedy Lisa miała spotkać się z Jessie w centrum miasta.

-Tutaj jesteś!- Krzyknęła z radością Jessie po czym poszła razem z Lisą na konie.
Kiedy dziewczyny znalazły się w stadninie od razu poszły "zarezerwować" sobie 2 konie.
Stadnina znajdowała się niedaleko Warszawy.
-A kto zapłaci za jazdę? - spytała Lisa
-To jest stadnina mojego wujka - rzekła Jessie po czym przyprowadziła średniej wielkości, cierpliwego, spokojnego konia dla Lisy. Później pomogła Lisie na niego wsiąść, po czym zawołała wujka, aby zaprowadził konia na padok i zaczął uczyć Lisę. Jessie kłusowała sobie na łące za stadniną, a Lisa uczyła się anglezować, ale niestety po 30 minutach jazdy przyszła gwałtowna burza, która wystraszyła obydwa konie i konie uciekły galopem.
-Jak się hamuje!? - krzyczała wystraszona Lisa odbijając się od konie w górę i z powrotem.
-Trzeba pociągnąć wodze, ale to nie działa, gdyż konie są wystraszone! To dla nich pierwsza gwałtowna burza w ich życiu! - krzyczała na biegnącym koniu obok konia Lisy.
Wujek po ucieczce koni wsiadł na swojego rumaka, jego rumak zaczął biec cwałem i poszukiwali dziewczyn. Tuż za nim na koniu jechał również jego kuzyn.
Burza była okropna. Tuż przed końmi dziewczyn spadł gruby pień i konie wystraszyły się jeszcze bardziej. Dziewczyny strasznie się bały, ale w oddali zauważyły dużą działkę, w której byli jacyś ludzie. Lisa dała radę i pokierowała własnego konia w stronę działki. Jessie zrobiła to samo i biegły najszybciej jak się da. Kiedy dobiegły, szybko zsiadły z koni i zaczęły dzwonić przy ogrodzeniu do domu. Z domu wyszła pani z parasolką i otworzyła im furtkę. Dziewczyny poszły do domu, a konie musiały iść do stodoły. Gospodyni zrobiła im gorącą herbatę, a dziewczynki usiadły przy kominku.
-Czy wie pani gdzie jest najbliższa stadnina? Tam musimy wrócić - Spytała Jessie.
-Tak, wiem i mogę was zaprowadzić, ale dopiero jak ta gwałtowna burza przejdzie. Mam nawet tam numer. - powiedziała gospodyni.
-Będzie mogła pani tam zadzwonić? -Spytała Lisa.
-Oczywiście, już dzwonię - Powiedziała i poszła zadzwonić.
W domu było przytulnie, a z 1 piętra schodziła mała 6 letnia dziewczynka.

-Cześć! Jak macie na imię? - spytała.
-Ja jestem Lisa, a to Jessi
-A ile macie lat?
-Ja mam 11 - powiedziała Lisa
-A ja mam 13 - powiedziała Jessie.
-A ty jak masz na imię? - Spytała Lisa
-Ja mam na imię Olivia

Gospodyni przyszła do dziewczyn i powiedziała.
-Jessie twój wujek i jego kuzyn zaraz tu przyjadą.
Puk Puk!
-O już są !- powiedziała Gospodyni.
Poszła i otworzyła im furtkę. Kuzyn wujka Jessie poszedł zaprowadzić szybko konie do stodoły i weszli do domu.
-Cześć dziewczyny! Jak ja się o was bałem razem z kuzynem! - Wykrzyknął wujek Jessie.
Nagle z 1 piętra zeszła kobieta (matka dziewczynki)
-Witam państwa - Powiedziała matka 6 letniej dziewczynki.
Gospodyni powiedziała, że zostaną aż burza przejdzie.
Wszyscy zaczęli grać w monopol, aż burza przeszła.
Dziewczyny i wujek z kuzynem wsiedli na swe konie i pojechali do stadniny, po czym dziewczyny wróciły do domów.

Następnego dnia rano Jessie i Lisa spacerował po parku i karmiły wiewiórki
-Jak wrażenia po wczorajszej przygodzie? - spytała Jessie
-A z tamtej przygody wyciągnęłam dwa wnioski -
-Jakie?
-Po pierwsze nauczyłam się jeździć...'
-A po drugie?
-Wolę chodzić do parku gdzie czuję się bezpieczniej niż galopować na koniach podczas burzy narażając się na niebezpieczeństwo...


Ostatnio zmieniony przez Broszka dnia Nie Sie 12, 2012 4:33 am, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostNie Sie 12, 2012 3:23 am


11

Kod:
Witajcie, szanowni goście! Nie widziałem was nigdy tutaj, nowiście? Tak, bez wątpienia. Nie wyglądacie mi na tutejszych. No, ale nie lza wypraszać miłych gości, zwłaszcza z dalekich stron. Siadajcie więc przy stole, bez obaw, chyba nie śmierdzę aż nadto, myłem się w tym tygodniu.

Jak to kiedy? Na niedzielę, przecież dzień święty, Pana Boga brudem obrażać się nie godzi. Skoro serce nie najczystsze, to chociaż cielsko można umyć.

Wybaczcie, mili goście, nie zwracajcie uwagi na tego w kącie. Mądruje się tak tylko, a sam pewnie i od Wielkiej Nocy nawet nosa w wodzie nie zanurzył. Taki to on, mocny w gębie, ale nic poza tym.

Cóż więc, chcielibyście pewnie jaką opowieść usłyszeć? Powiadają o mnie w okolicy, żem bajarz, chociażem się za takiego nigdy nie uważał. No, ale skoro prosicie, to wam coś opowiem, nie lza przecież odmawiać opowieści.

Słuchajcie więc uważnie, bo mowa będzie o chłopcu, który niewiele starszy lub niewiele młodszy był od niektórych z was. A czy mądrzejszy, to już sami ocenicie.

Otóż rzecz działa się dawno temu, w czasach, gdy ludziom nie śniła się mechanika, a elektryczność nie rodziła się nawet w wizjonerskich snach szaleńców i profetów. A dokładniej rzecz ujmując, w lecie, które wy, młodzi goście, nazywacie nieraz wakacjami. Lecz wtedy wakacje nie istniały – dla chłopów był to zawsze okres ciężkich prac rolnych, rzemieślnicy tworzyli swe wyroby od świtu do zmierzchu, bo dzień dłuższy, to i więcej można zrobić, a nuż się sprzeda.

Żył sobie wtedy pewien chłopiec – niejeden samozwańczy bajarz wmówiłby wam, że zna jego wiek i imię, ale prawda jest taka, że wiedza ta przepadła w odmętach dziejów i nikt już imienia tego chłopca nie pamięta, a tym bardziej nie wie ile miał lat, gdy przygodziła mu się ta historia. Niejeden też twierdziłby, iż w chłopcu płynęła królewska krew i że był bękartem króla – gdybyście zaś tak śmiałego genealoga zapytali którego króla, zmieszałby się i unikał odpowiedzi na pytanie, bowiem zbytnie już byłoby to bluźnierstwo przeciwko majestatowi wielkiego władcy.

A chłopiec ten był po prostu uczniem u znanego kowala. W niewielkim co prawda miasteczku i mało znaczącym, ale szczycącym się kunsztem owegoż mistrza żelaza na setki kilometrów. Bywało, że możni panowie cały dzień jechali, by zamówić u niego idealny dla siebie miecz. A miecze ten człek robił zawsze perfekcyjne. Idealnie były wyważone dla każdego wojownika, aby pasowały doń niczym przedłużenie ręki. Z tych mieczy kowal ów słynął najbardziej, choć umiał i inne rzeczy wykuwać. I choć zawsze miał na głowie jakieś większe zamówienie, taki miecz właśnie lub kilka, albo tarcze do tego, to nigdy też nie odmawiał drobnych prac dla okolicznych mieszkańców. Nie raz i nie dwa zbierał burę od możnych za opóźnienia w produkcji oręża, ale takim był znamienitym kowalem, iż mógł sobie pozwolić na to, by czasem odłożyć pilne zamówienie miecza, aby podkuć konia sąsiadowi lub wykuć ozdóbkę jaką dla lubej podrostka, co to cały miesiąc zbierał miedziaki pogubione na targu czy ulicy przez nieuważnych, a tak zakochany był, że koniecznie chciał jej wisiorek sprawić w kształcie serca.

U takiego to mistrza uczył się bohater tej historii. I chociaż mieczy wykuwać jeszcze nie umiał, to o nim właśnie będzie opowieść.

Chłopaczyna, ponieważ był młody, nie mógł bez wiedzy swego mistrza brać do ręki młota. Kuł czasem co spokojniejsze konie, bo pary w rękach nie miał dość, by mocniej szarpiącego się przy zabiegu rumaka utrzymać, nie raniąc przy tym ani siebie, ani zwierzęcia, chociaż silny był jak na swój młody wiek. Ot, drobnymi jeno pracami pomocniczymi się trudnił, bo był to jeszcze początek jego nauki i do stopnia czeladniczego daleko mu jeszcze było.

Takoż to pewnego dnia się zdarzyło, że mistrz był w pracowni swej nieobecny. Gdzie się podziewał i co porabiał? Tego uczeń mistrza nie wiedział, nie jego to zresztą była sprawa. Dość, że chłopak sam był w kuźni. Cóż tam porabiał, skoro wykuwać nic mu nie było wolno samemu? Ano trochę porządkował warsztat, trochę się obijał. A to omiótł podłogę dwa razy, a to przysiadł, by odpocząć lub podziwiać jak drobinki kurzu fruwają w powietrzu w ostrym świetle letniego słońca. Nie udawajcie tylko, młodzi goście, że nie wiecie o co chodzi! Sami pewnie nieraz tak robiliście, byle wymknąć się od jakiej ciężkiej lub nudnej pracy. Co, może nie mam racji? Taki młody nie jestem, alem, choć wół już, nie zapomniał jakem cielęciem był. Też tak robiłem, co, może myśleliście, że nie?

Ale, ale! Słusznie to ów brudny jegomość z ciemnego kąta mruczy, że przecież nie o mnie ani o was to historia, jeno o uczniu kowala. Więc słuchajcie dalej, o ile was jeszcze nie znużyła opowieść.

Tegoż to więc dnia, gdy chłopiec siedział sam w kuźni, podniosła się nagle na zewnątrz ogromna wrzawa. Chłopak bez namysłu, czym prędzej wybiegł przed drzwi, ciekaw co też się mogło stać. I oto przez ulicę szedł galopem samotny jeździec, a hałas robił za całą wielką kompanię.

Cóż się tak uśmiechnęliście, mili słuchacze, na wspomnienie o jeźdźcu? Czyżbyście też konno jeździli? No co tak nieśmiało kiwacie głowami, mówcie, że tak! Żaden wstyd przecież, wręcz przeciwnie! Ha, teraz to nie każdy wszak potrafi tej sztuki dokonać, by się dobrze ze zwierzęciem dogadać i by ani wierzchowcowi na grzbiecie nie ciążyć, ani samemu nie zamęczyć się na nim. Ale wtedy, o, moi drodzy, to inna sprawa! Wtedy to każdy konno musiał jeździć lub chociaż powozić, pojazdów mechanicznych nie było jeszcze, jak się podróżowało, to tylko siłą mięśni – czy to swoich, czy końskich, czy jednych i drugich. Ale wróćmy do jeźdźca.

Otóż jeździec ten nie dla zabawy tak sobie przejeżdzał przez miasteczko i hałas czynił. Zwłaszcza, że i hałas ten nie był byle hałasem, takim co to młodzież lubi czasem uczynić na ulicy, gdy jej zbyt dużo w jednym miejscu lub gdy nazbyt wiele podejrzanych trunków spożyje. Jeździec ten zdzierał gardło, albowiem podnosił alarm.

- Napad! Do broni, kto żyw, na ratunek! – Brzmiały słowa z ust jeźdźca, którym wtórowało rytmiczne uderzanie podków o bruk.

Naraz na ulicy podniosła się jeszcze większa wrzawa, zdezorientowane kobiety łapały dzieci i chowały się w domach, mężczyźni wylegli przed domostwa i pracownie. Uczeń kowala patrzył jak konny mija go. Słyszał chrapanie spoconego wierzchowca, widział zaciętą, z pozoru niewzruszoną twarz jeźdźca, dojrzał błysk niepewności – a może nawet lęku – w jego oczach. Lecz dopiero, gdy człowiek ten odwrócił twarz, a kaptur zsunął mu się z głowy, chłopiec rozpoznał go. I puścił się pędem w jego kierunku.

Dopadł go, gdy ten zawracał. Złapał konia za wodze. Zwierzę szarpnęło łbem, parsknęło – i stanęło spokojnie, rade z choć krótkiej chwili odpoczynku. A jeździec, choć potężny, zakasłał, po czym ciężko zwalił się z siodła. I byłby chłopiec go nie złapał i nie utrzymał, gdyby nie był uczniem kowala. Kowal zaś ręce i barki musi mieć silne, by młot utrzymać i precyzyjnie nim uderzać w rozgrzany metal, a ćwiczone już od małego, by tym szybciej móc rozpocząć pracę pod okiem nauczyciela.

- Maciej? Przebóg! Co się stało? Mówże! – wydyszał chłopiec.

Maciej zakasłał jeszcze parę razy, głębiej, prosto z płuc. Splunął krwią, wciąż oparty o młodego kowala. Przytrzymał się siodła, zakołysał na nogach, ale ustał.

- Napadli na nas, za bramą, niedaleko. Ograbić chcieli, miecze, wszystko, psiewiary! Tam ociec, bije się z nimi!

- Maciej, idź do kuźni. Tam odpoczniesz, płuc jeno nie wypluj, do kuźni!

I Maciej powlókł się posłusznie do kuźni, bo sam czuł, że nie dałby rady po raz kolejny wdrapać się na konia i pojechać na pomoc. Wiedział wszak, że tylko rozpędem trzymał się na siodle w równym galopie, jakim posłusznie szedł jego koń. Przy niespodzianym zatrzymaniu, ranny, nie zdołał złapać równowagi.

A cóż i dlaczegóż uczynił nasz bohater, pytacie? Otóż wiedzcie, mili goście, iż Maciej, lat kilka starszy od ucznia kowala, był synem mistrza. Dlatego właśnie chłopiec odesłał go do kuźni i dlatego, usłyszawszy, iż sam kowal znalazł się w tarapatach, bez namysłu wskoczył na grzbiet spienionego Maciejowego wierzchowca i pognał ku bramie miasteczka. Koń nie bez oporu runął w dziki cwał, o mało nie zadeptując może pięcioletniego chłopaczka szarżującego środkiem drogi z drewnianym mieczykiem w ręce w ślad za swym ojcem – dopóki matka nie zgarnęła go do sieni, ganiąc za nieuwagę.

Cicho tam, kąciany łapserdaku! Toż to kunszt bajarza takie detale dodawać, coby historii nie zmieniały, a ubarwiały ją i milszą dla ucha czyniły!

Gdy dotarł chłopaczyna za bramę, bitka już trwała w najlepsze, rabusie zaś wcale nieźle dawali popalić przybyłym na ratunek mieszczanom. Może i tam uczeń nasz przez chwilę rozważał dołączenie do bójki, ale że mieczem zbyt dobrze nie władał i, choć silny, nikczemnego był jeszcze wzrostu, inny sobie plan pomocy obmyślił.

Wtedy bowiem ujrzał, jak mistrza kowala obalił ktoś wraz z koniem na ziemię, nie mógł nijak dosięgnąć jeźdźca, to ugodził w rumaka. Marna to taktyka bywa w zwarciu, zdecydowanie lepiej jest łucznikom i kusznikom w konie niźli w zbroje atakujących celować, ale było jak było. I właściwie wyszło to kowalowi na korzyść, bowiem na taką został stronę obalony, że napastnik nie mógł go już mieczem zza rumaka łatwo sięgnąć, nie narażając się na dotkliwe rany zadane przez mieszczańskie posiłki.

Naraz, ni stąd ni zowąd, lukę pomiędzy kowalem a napastnikiem wypełnił jakiś mieszczanin. Przesadził drgającego w konwulsjach wierzchowca, świszcząc w powietrzu czymś ostrym – jedni mówią, że to był miecz, inni, że po prostu kosa – tak czy owak, świsnął tym na tyle dobrze, że powietrze na drodze ostrza w pewnym momencie przestało być powietrzem, a stało się policzkiem tegoż napastnika, który zdołał obalić kowala. I to najprawdopodobniej kowala ocaliło już ostatecznie.

Więcej szczegółów tej potyczki nikt nie zna – wiadomo jeno, że kowal uratował się, uciekając na przepoconym, spienionym i mocno już przerażonym koniu, na którym wcześniej tego dnia widziano jego syna. Że choć podrapany i posiniaczony, nie doznał mistrz żelaza żadnych poważnych urazów. I mimo że dobytek mu zrabowano, pracował dalej i szybko nadrobił te zaległości, noce spędzając w kuźni, w towarzystwie wiernego młota i rozgrzanego żelaza.

Co tam mruczycie pod nosem, o co pytacie? Ach tak, uczeń kowala! Nie, nie zapomniałem o nim. Chciałem sprawdzić, czy jeszcze słuchacie, czy tylko udajecie. Ale skoro pytacie, to znaczy, żeście słuchali. No nie boczcie się na mnie, już kończę!

Uczeń kowala nie miał tyle szczęścia, co jego mistrz. Przyniesiono go z pola bitwy rannego, z niewąską dziurą w boku, podobnoż cały szlak tego swoistego pochodu naznaczony był krwią. Zaniemógł na pewien czas dość poważnie, gorączkował, a rana nie chciała się goić. Chorował jeszcze kilka tygodni, a do pełni sił powrócił dopiero po wielu miesiącach.

Kowal jednak troskliwie się nim opiekował. Sprowadził najlepszego w okolicy medyka, ażeby przywrócił chłopcu zdrowie, choć kosztowało go to niemało pieniędzy i więcej jeszcze wysiłku.

Potem zaś chłopiec z jeszcze większą pasją uczył się zawodu kowala, a po wielu latach sam stał się doskonałym mistrzem w swym fachu.

Słucham? Co też ględzisz tam z tego kąta? Że nudne zakończenie? Na kolanach powinieneś do Częstochowy iść modlić się, żeby i twoje życie koniec końców tak wyglądało, a nie piwo chłeptać co wieczór w karczmie! A tfu! Zwierzęta, choć spragnione, mniej zachłannie wodę piją!

Tak, tak, idź już sobie, bo mi tu słuchaczy denerwujesz jeno, kto to słyszał, żeby tak podróżnych z daleka traktować? Nie lza to przecież! I mojej historii nudne zakończenie zarzucać! Zapytaj słuchaczy co o nim sądzą, może mądrzejsi będą niż ty, barani łbie!

Wybaczcie, mili goście. A więc jakże to, powiedzcie, naprawdę takie nudne było to zakończenie?


12

Kod:
Dawida od pół godziny siedziała na parapecie swojego pokoju i wdychała ciepłe, świeże, lipcowe powietrze... No, w każdym razie ciepłe i lipcowe. W czasie wakacji było to jej najczęstsze zajęcie. Mieszkała na starym, trochę zaniedbanym osiedlu w wiosce, która jak tylko mogła starała się udawać miasteczko. Takie „blokowiska” - a raczej skupiska kamieniczek, jak nazywała je Daw, bo bloki to na nie za dużo powiedziane – były jednym z przykładów na nieudolność tych starań. Kolejni burmistrze odnawiali szkoły i budynki publiczne tak, by wyglądały na nowoczesne. Jeden nawet zawziął się i po latach starań zbudował małe centrum handlowe – ku jego rozpaczy nazywane przez mieszkańców „bazarem”.
Dziewczyna westchnęła. Takie rozmyślania zawsze przyprawiały ją o dreszcze. Nie lubiła chwil, kiedy tak mocno tęskniła za lepszym życiem w większym mieście, dlatego usilnie starała skupić się na siedzeniu w oknie.
Był to jeden z coraz częstszych ostatnio dni, kiedy jak na złość się jej to nie udawało. Postanowiła wymyślić sobie jakąś rozrywkę. Zajęło jej to dłuższą chwilę, ale postanowiła: usiądzie odwrotnie. Wywiesi nogi za okno. Serce biło jej jak oszalałe, bo właśnie zamierzała zrobić coś, co znajdowało się na jednej z pierwszych pozycji Listy Zachowań Zakazanych, sporządzonej przez jej rodziców i zajmującej zaszczytne miejsce na drzwiach od lodówki, między kartą gwarancyjną od telewizora a listą zakupów sprzed miesiąca.
Przełożyła jedną nogę... Nic się nie stało. Nieco ośmielona zrobiła to samo z drugą i usiadła. Uśmiechnęła się – to było takie proste...
Dawida! - na głos mamy niemal spadła z okna. Zakręciło jej się lekko w głowie. Siedem pięter to jednak niemało...
Już idę, mamo! - odwrzasnęła. Szybko przeszła na drugą stronę okna, lekko z niego zeskoczyła i pobiegła w stronę kuchni.
Wynieś śmieci. - dziewczyna westchnęła ciężko. Żeby z takiego powodu narażać ją na groźny upadek...
Oczywiście. - wzięła worek i ruszyła w stronę zsypu.
„Zsyp zapchany. Przepraszamy za uniedogodnienia”, przeczytała na karteczce pół minuty później. No pięknie. Teraz musi lecieć na dół do koszy pod blokami. Siedem pięter z ciężkim, śmierdzącym workiem w ręce schodami, bo windy oczywiście nie ma. Nie przeżyję tego, pomyślała.
Przeżyła. Zajęło jej to sporo czasu, ale udało się. Wyrzuciła worek do kontenera i odwróciła się w stronę drzwi, kiedy nagle zobaczyła coś różowego. Podeszła bliżej: gazetka o koniach. Przejrzała ją: nie ruszona, zaledwie wczorajsza. Pewnie ktoś przeczytał komiks i wyrzucił. Uśmiechnęła się i schowała gazetkę pod koszulkę.
Ktoś nieznający Dawidy mógłby uznać to za obrzydliwe, ale trzeba to zrozumieć: była zakochana w koniach po uszy, ale nie miała z nimi żadnej styczności – mama mówiła jej, że to niebezpieczne, ale dziewczyna poznała prawdziwy powód jeszcze w drugiej klasie, a to powód bardzo przyziemny, czyli brak pieniędzy. Pogrążona w rozmyślaniach zaczęła powrotną wspinaczkę.
Gdy dotarła do mieszkania, od razu rzuciła się na łóżko. Dokładnie zamknęła za sobą drzwi pokoiku – nie chciała, żeby mama ją nakryła. Przejrzała gazetkę, przeczytała komiksy i z zazdrością oglądała listy – relacje z jazd dziewczyn tak podobnych do niej, a jednak tak innych... Właśnie zabierała się do wycinania zdjęć koni, by powiesić je na ścianie, gdy jej wzrok spoczął na małej tabelce na ostatniej stronie - „Koń-kurs!!!” głosił kolorowy napis. Wiedziona instynktem pochyliła się, by zobaczyć szczegóły, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Z ciężkim westchnieniem podniosła się z miękkiego łóżka i otworzyła.
O, cześć! Co ty tu robisz? - powitała swoją przyjaciółkę, Amelię.
Cóż za miłe powitanie. - uśmiechnęła się koleżanka.
Och... Nie o to mi chodziło. Przecież miałaś być u cioci w Anglii! - powiedziała Daw nieco zawstydzona.
Wiem, wiem. Ciocia zachorowała, więc nie pojechałam. Eee... - spojrzała na przyjaciółkę. - Mogę wejść?
Jasne! - dziewczyna odsunęła się do mojego pokoju. - Chodź, to ci coś pokażę!

Pół godziny później koleżanki ze śmiechem kończyły ostatnie szczegóły pracy na „koń-kurs”. Dawida zachwyciła się nagrodą – tydzień obozu jeździeckiego, dla dwóch osób! Trzeba było tylko narysować swoje wyobrażenie siebie jako konia. Dawida i Amela zrobiły wspólny rysunek, który – jak jednogłośnie stwierdziły – wyszedł niesamowicie.
Jak myślisz... - spytała Daw - ...mamy szansę?
No jasne! Tylko trzeba to wysłać i podać adres.
Mojego nie możemy... - zasmuciła się dziewczyna – Mama w życiu się nie zgodzi.
No to co? Podamy mój! Daj telefon, to się zapytam!
Dawida z Amelią pograły jeszcze trochę na komputerze, a potem pożegnały się. Kolejne dni mijały podobnie – Daw nie musiała już sama się nudzić, wychodziły wspólnie na rolki, rysowały, a raz nawet tata Amelii zabrał obie przyjaciółki na basen. Dwa tygodnie później, o siódmej nad ranem rozdzwonił się telefon Dawidy.
Gdzie się pali???! - wrzasnęła, obudzona z głębokiego snu. Odpowiedział jej przejęty głos Amelii:
Posłuchaj. Nigdzie się nie pali, ale kupiłam sobie tą gazetkę i wiesz co???
Nie wiem. - ziewnęła Daw.
To chodź do mnie! - pisnęła rozemocjonowana Amelia.
Zaspana Dawida przebrała się, założyła rolki i pojechała do przyjaciółki.
Co jest?
Spójrz! - odpowiedziała krótko Amelia i wskazała jej tabelkę „koń-kurs”. Z lewej strony były wyniki poprzedniego konkursu. Amelia i Dawida były wymienione jako trzecie z pięciu szczęśliwych par autorek rysunków!
Łał, nie spodziewałam się tego – powiedziała dziewczyna. - To z kim jedziesz?
Co?
No, moja mama w życiu się nie zgodzi, zwłaszcza, że tam trzeba samemu dojechać...
Zgodzi się. Chodź.
Przyjaciółki porozmawiały z mamą Amelii, która pogratulowała im wygranej i zgodziła się zawieść swoją córkę.
Ty też mogłabyś się z nami zabrać, to oszczędność paliwa – uśmiechnęła się do Daw.
No to jeden problem mamy z głowy! - szepnęła koleżance do ucha Amelia.
Następnie napisały do pani, która organizowała ten obóz. Zgodziła się ona porozmawiać z mamą Dawidy.
Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to naprawdę mamy szansę tam pojechać! - cieszyła się Amelia
Dawidzie również powoli udzielał się jej nastrój, zgasł on jednak szybko, gdy następnego dnia mama wezwała ją na rozmowę. Miała bardzo poważną minę.
Córeczko – zaczęła zaraz po zamknięciu drzwi.
Dziewczynę przeszedł mimowolny dreszcz. „Przecież mama nie jest zła, to nie jej wina, sama w końcu kiedyś też jeździła...”, pocieszała się, ale niewiele to pomagało.
Córeczko... - zaczęła znowu, po czym uśmiechnęła się. - Uważaj na siebie na tym obozie!
Dawida wstała i spontanicznie przytuliła się do matki.
Zasłużyłaś na to – szepnęła kobieta. Wyjaśniła córce, że rozmawiała rodzicami Amelii i z tą panią, która organizowała obóz. Uległa im namowom po chwili wahania. Daw uśmiechnęła się.
Kocham Cię. - wyszeptała.
Kolejny tydzień zleciał szybko na przygotowaniach do wyjazdu. W końcu przyjaciółki jakoś weszły do zapakowanego auta taty Amelii. Po czterech godzinach podróży przez polskie wertepy dotarły wreszcie na miejsce i pożegnały się ze swoim szoferem. Pani organizator poinformowała je, że wieczorek zapoznawczy jest o osiemnastej, a do tej pory mają czas wolny. Przedstawiła je piętnastolatce, która była na tym obozie już dziewiąty raz i poprosiła, żeby ta je oprowadziła i pokazała im konie, na co tamta z chęcią się zgodziła.
Boję się trochę, że oni mnie wyśmieją, wiesz... ze względu na imię... - zwierzyła się Amelii.
Nie martw się, ja cię obronię. - uśmiechnęła się przyjaciółka i zaczęła zadawać pytania oprowadzającej je dziewczynie.
… a jak się nazywasz? - zadała setne pytanie z kolei.
Dawida. - uśmiechnęła się tamta. - A wy?
Dawida...? - Daw podniosła wzrok ze swoich butów – Ja też!

Obóz upłynął w bardzo przyjaznej atmosferze. Dawida poszerzyła swoją gazetkową wiedzę na zajęciach i z pożyczanych od koleżanek książek i encyklopedii o koniach, które zachłannie czytała. Na końcu wygrała nawet test teoretyczny. Dostała czekoladki, którymi natychmiast podzieliła się zresztą obozu. Poznała wiele nowych, miłych osób, ale największą sympatię czuła do swojej imienniczki. Co więcej, okazało się, że jeździ ona najlepiej na obozie i ma dwa własne konie, które trzyma w stajni oddalonej od domu Daw zaledwie piętnaście minut jazdy rowerem, a sama mieszka w sąsiednim mieście! Obiecała dziewczynie, że pozwoli jej na nich pojeździć, a może – kto wie – sama będzie ją uczyć. To był najlepszy tydzień w życiu Daw, którego nigdy nie zapomniała, a chociaż jej tata dostał potem nową, lepszą pracę i w następnych latach również jeździła na te obozy, to na lepszy turnus nie trafiła.

13

Kod:
Marzeniem Julii był od zawsze wyjazd na wakacje na dzikie prerie… Chciała zobaczyć tamtejsze krajobrazy, napawać się pięknem szerokich, niekończących się łąk i dzikich, nieufnych zwierząt.
Julia mieszkała w Nowym Jorku, nie wiedziała, co ludzi widzą w tym tłumnym, zabieganym mieście, pełnym spalin i wieżowców. Znała tam wielu ludzi miłych, rozsądnych, ale nikt nie rozumiał jej, ani jej marzeń…
Pewnego dnia otrzymała tajemniczy telefon, w którym jakiś miły mężczyzna, który przedstawiał się jako Andy zapraszał do wyjazdu, do miasteczka oddalonego o 2000 kilometrów od Nowego Jorku, Julia po chwili namysłu zgodziła się, spakowała swoje rzeczy i nikomu nic nie mówiąc - wyjechała. Autostopem.
Kiedy dotarła na miejsce, zauważyła dzikie konie, przyglądające się jej nieufnym wzrokiem, tęsknymi oczami, pięknymi oczami… Jej uwagę przykuł potężny, skarogniady mustang, stojący na uboczu, z dala od innych koni... Patrzył na nią podejrzliwie, ale i figlarnie, miał bardzo smutne oczy, oczy wymagające miłości, oczy chcące zaufać, piękne oczy...
Dziewczyna popatrzyła na konie i poszła do małego domku przy drodze, do którego ją zaproszono. Zapukała, otworzył jej starszy pan ze słowami:
- Ach, witam panienkę, zapraszam do środka.
Zaskoczona Julia nie odpowiedziała, ale weszła. Z racji tego, że był wieczór położyła się do łóżka w przeznaczonym dla niej pokoju i zasnęła.
Obudziła się wcześnie rano, przed wschodem słońca, wstała, wypakowała rzeczy i wyszła na zewnątrz. Przetarła oczy i znów zauważyła pięknego mustanga, stojącego ze spuszczonym łbem, daleko od stada... "Te smutne oczy, one, one, czegoś chcą..." - myślała dziewczyna. Odważyła się podejść bliżej, rumak podniósł głowę i cicho zarżał.. "Tak, on mnie potrzebuje, on chce ode mnie ciepła, miłości" - Julia podchodziła bliżej, coraz bliżej. Niepewnie wyciągnęła rękę, ale nie dotknęła konia, czekała, a on patrzył, aż w końcu przysunął łeb do jej ręki, dziewczyna poczuła ciepło na swej dłoni, rozchodzące się i ocieplające całe jej ciało, jej duszę, jej serce, poczuła radość, płomień nadziei rozpalał ją od wewnątrz... To był jej przyjaciel, prawdziwy przyjaciel...
- Poczekaj tu na mnie - szepnęła, a koń jakby rozumiał... Stał nadal.
Julia pobiegła do domu, by powiedzieć staruszkowi o zdarzeniu i zapytać o jakąś linę i stajnię. Okazało się, że pan Andy już dawno o wszystkim pomyślał. Uradowana dziewczyna pobiegła po konia, który nadal czekał na nią, na jej zrozumienie...
Julia po kilku tygodniach spędzonych w małym miasteczku z mustangiem Adagio wróciła do domu, razem z nowym przyjacielem, stwierdziła, że od chwili poznania byli nierozłączni i będą nierozłączni do końca. To spotkanie, przebywanie z mustangiem nauczyło dziewczynę wielu rzeczy, stała się cierpliwa, wyrozumiała, bardziej otwarta, ale przede wszystkim zyskała coś, czego nie da się opisać, zyskała prawdziwą pasję, wytworzyła ogromną więź i była szczęśliwa, była szczęśliwa od wielu, wielu lat i wiedziała, że to szczęście będzie trwać z nią i z jej pięknym wierzchowcem... I słyszała jego szept, jego głos: "Pogalopuj ze mną... Przed siebie... Tak bez celu... Poznaj smak wolności. Nie bój się, wrócisz. Zobaczysz świat bez końca i początku... Deszcz zmyje twój niepokój... Blask gwiazd napełni nadzieją..." Oddała się temu... Pogalopowała za nim, a ten galop dał jej szczęście, nieskończone szczęście, wieczne szczęście.....

14

Kod:
Był niezbyt piękny, deszczowy poranek. Lało. Mała farma położona za wzgórzami była niemalże całkowicie zasłonięta przez mgłę. Od początku dnia coś było nie tak…
Jednak ludzie z farmy nie zwracali na to uwagi. Jak zwykle zaczęło się karmienie kur, kóz, koni i innych… Gdy weszli do stajni, zauważyli, że mała klaczka wesoło pobrykuje w swoim boksie mimo pogody (i tego, że jest jedynym koniem na farmie, ale to nic nowego). Bianca. „Coś z nią nie tak…”, pomyślał gospodarz. „Ona jest zbyt wesoła…” Nakarmił źrebaka i wyszedł ze stajni. Dzień mijał jak każdy inny…
Koło południa stało się coś dziwnego… Za drzwiami stajni Bianca usłyszała warkot „powozu bez konia”, bo to według niej były samochody. Jednak dźwięk był inny niż ten wydawany przez „powóz” weterynarza… Ktoś przyjechał odwiedzić właścicieli farmy! Ta myśl przeraziła klaczkę. I jak się później okazało, miała powody do obaw…
Były wakacje. Wnuki gospodarzy miały zostać na farmie przez cały miesiąc. Bianca wiedziała, że miła wizyta to to nie będzie…
Po obiedzie dzieci zwiedzały farmę z rodzicami i dziadkami. Jednak gdy tylko rodzice wrócili do samochodu, poszły do stajni same. I tu zaczął się problem klaczki. Nie dość, że dzieci ciągle wrzeszczały i piszczały „Konik, konik!”, to jeszcze ciągały Biancę za krótki ogonek i grzywę. Później zaczęły się bawić jej chrapami. Tego było za wiele. Wieczorne wyjście do stajni zakończyło się dla dzieci śladami kopyt na ubraniach i zębów rękach.
Następnego dnia gospodarz przyszedł do stajni z samego ranka i zbił Biancę. Nie wiedziała, czemu… przecież słusznie pogryzła i skopała dzieci… Później otworzył boks i stajnię, zaczął coś do klaczki wrzeszczeć i wypędził ją na wzgórza. Była wolna…

15

Kod:
Był piękny,ciepły poranek (nawet zbyt ciepły),a w stajni już było słychać rżenie radosnych koni. Małżeństwo - Anna i Tomasz ,obudzeni przez koniska,zjedli szybko śniadanie ,wyszli na dwór i wypuścili konie na pastwisko.W stajni została tylko ciężarna klacz.Anna jednak ubłagała swojego męża ,by wypuścić klacz na dwór,miała rodzić za 4 dni.Kobyła powoli wyszła na pastwisko,cicho rżąc.Przyjaciele bardzo wesoło ją powitali.Tomek jednak miał pewne obawy...A co jak klacz zacznie rodzić ?Może się coś stać...I tak przez cały ranek i popołudnie śledził przez szybę klacz.O dziwo,nic się nie działo.Kobyłka jadła,rżała wesoło ,nawet zdarzyło się jej że wolno pobiegła.Mężczyzna stwierdził,że skoro teraz się nic nie stało,to pewnie już nic więcej się nie stanie...Zmęczony już tym patrzeniem wstał,i zjadł ,zimny już obiad.Po spożyciu posiłku,postanowił jeszcze raz zobaczyć ,co dzieje sie z klaczą.Nagle...Klacz położyła się na ziemi.Dało się usłyszeć rozpaczliwe rżenie... Tomasz,wstał i pobiegł na pastwisko,wołając Ankę.Klacz zaczęła rodzić !Anna zadzwoniła po weterynarza,a jej mąż starał się uspokoić coraz głośniej rżącą klacz.Przyjechał weterynarz,odebrał poród,klacz urodziła zdrowego siwego źrebaczka.Odtąd wszystko było wspaniale...Do pewnej chwili. Anna ,karmiąc źrebaka,zauważyła,że pod grzywą ma on coś kującego...Coś,jakby ...RÓG !Ale...Jak to możliwe,przecież ojcem źrebaka jest kary ogier, bez roga.Chyba...Ania zawołała szybko swojego męża i pokazała mu źrebaczka.Tomek mało co nie zemdlał.Postanowili zostawić źrebaczka z klaczą,i porozmawiać w domu...Przecież,no jak to możliwe !Anna coś sobie przypomniała.Przecież,9 miesięcy temu zostawili stajnię pod opieką wuja !Może zostawił klacz na noc na pastwisku.Skoro źrebak jest jednorożcem,to znaczy,że gdzieś w pobliżu może żyć stado koni z rogami !I może wtedy...Może klacz zaszła w ciąże z jakimś dzikim jednorożcem ...A więc,już wszystko jasne !Ale...Przecież nie mogą zostawić u siebie w stajni źrebaczka,czekało by go ciężkie zycie.Badania naukowców i inne...Trzeba go wypuścić,na wolność,do swojego gatunku.Jeśli trzeba wypuścić źrebaka,trzeba też i matkę.Chociaż trudno było się tak rozstać ,następnego ranka wypuścili obojga,na wolność.Klacz zarżała wesoło,popatrzyła swoimi piwnymi oczami na małżeństwo,i razem ze swoim synkiem pogalopowała w las...Następnego dnia ,przybyli na farmę razem ze stadem jednorożców...Anka i Tomek nakarmili zwierzęta,pogłaskali i weszli z powrotem do domu.Stado jeszcze chwilkę błąkało się po podwórku a potem szybkim galopem uciekło ...Więcej ich już nie zobaczyli.Opowiedzieli tą historię swoim dzieciom , a potem ich dzieci swoim dzieciom i tak dalej...To były naprawdę przedziwne jak i wspaniałe wakacje.
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
Kitka
Już coś wie
Kitka


Nick w grze : Mówię na PW
Liczba postów : 113
Dołączył : 20/03/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostNie Sie 12, 2012 3:44 am

Broszka napisał:
Proszę o oddawanie głosów na poniższe zdjęcia. Można zagłosować na kilka prac, nie tylko na jedną Smile Więc wybierzcie wszystkie, które według was są dobre.
Głosowanie potrwa jeden dzień (do jutra, do 12.00)

Jakie zdjecia?
Powrót do góry Go down
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostNie Sie 12, 2012 4:26 am

Ojejku! Już poprawiłam. Czyli zaraz jak wstanę nie powinnam za nic się zabierać xD
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Zakończenie głosowania   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 7:57 am

Głosowanie wygrała Kai Shouri. Sponsor już został powiadomiony.

Dodatkowe 5 punktów otrzymują: Kai Shouri, ardnasak, MaryMaria, wilczyca1000, kasiaQ xd, Moon :3, koziorożec i chevalier.

Losowanie zostanie przeprowadzone wieczorem.
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
Kai Shouri
Już coś wie
Kai Shouri


Nick w grze : Kai Shouri
Liczba postów : 231
Dołączył : 26/12/2011

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 8:07 am

Nagrodę odebrałam, dziękuję wszystkim, którzy głosowali na moje opowiadanie Smile
Broszko: mam podesłać jakiś screen z odbiorem do kogoś?
Powrót do góry Go down
LadyArvena
Administrator
LadyArvena


Nick w grze : LadyArvena
Liczba postów : 4123
Dołączył : 17/01/2011

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 10:46 am

Najlepiej do Kamila (Kamil2010) Smile On za tą działkę odpowiada
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=187343
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:35 pm

1. MaryMaria- 1 Fortuna Krezusa
2. wilczyca1000
3. Mania- 2 Pięty Achillesa
4. kasiaQ xd
5. EveDallas
6. Moon :3
7. koziorożec- 2 Krwie Meduzy
8. Nefra01
9. Kitty24
10. chevalier
11. ZetkaEmka
12. ardnasak
13. natalias143
14. karina127

Zaraz odbędzie się losowanie o poniższe nagrody:
2 Pięty Achillesa
2 Krwie Meduzy
1 Fortuna Krezusa

Każdy może wygrać tylko jedną pozycję. Gdyby numer się powtórzył, losowanie zostaje powtórzone.


Ostatnio zmieniony przez Broszka dnia Pon Sie 13, 2012 1:40 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:37 pm

2 Pięty Achillesa wygrywa numer:
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
Pani Losu
LOS
Pani Losu


Liczba postów : 825
Dołączył : 31/01/2011

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:37 pm

The member 'Broszka' has done the following action : Dices roll

'k14' : 3
Powrót do góry Go down
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:38 pm

2 Krwie Meduzy wygrywa numer:
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
Pani Losu
LOS
Pani Losu


Liczba postów : 825
Dołączył : 31/01/2011

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:38 pm

The member 'Broszka' has done the following action : Dices roll

'k14' : 7
Powrót do góry Go down
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:39 pm

1 Fortunę Krezusa wygrywa numer:
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
Pani Losu
LOS
Pani Losu


Liczba postów : 825
Dołączył : 31/01/2011

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:39 pm

The member 'Broszka' has done the following action : Dices roll

'k14' : 7
Powrót do góry Go down
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:40 pm

Numer powtórzony. Losuję ponownie.
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
Pani Losu
LOS
Pani Losu


Liczba postów : 825
Dołączył : 31/01/2011

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:40 pm

The member 'Broszka' has done the following action : Dices roll

'k14' : 1
Powrót do góry Go down
Broszka
Moderator
Broszka


Nick w grze : Broszka
Liczba postów : 1597
Dołączył : 20/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 1:42 pm

Zwycięzcom gratuluję, już powiadamiam sponsorów Wink
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1288679
ardnasak
Przyjaciel Zagrody
ardnasak


Nick w grze : ardnasak.
Liczba postów : 671
Dołączył : 22/01/2012

Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipostPon Sie 13, 2012 2:22 pm

Ech, drugie miejsce i tylko 5 punktów :C
Powrót do góry Go down
http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=2197396
Sponsored content





Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie Empty
PisanieTemat: Re: Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie   Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"  głosowanie I_icon_minipost

Powrót do góry Go down
 
Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść" głosowanie
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Zabawa twórcza (4) - "Wakacyjna opowieść"
» Zabawa twórcza (3) - "wakacyjna prezentacja" - głosowanie
» Zabawa twórcza (3) - "wakacyjna prezentacja" - głosowanie DOGRYWKA
» Zabawa twórcza (3) - "wakacyjna prezentacja"
» Zabawa twórcza (2) - "Zdjęcie z wakacji" - głosowanie

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: ARCHIWUM :: Archiwum-
Skocz do: