Rozdział 1
Był zimny mroźny
dzień. W mieście trwała popołudniowa gorączka, ludzie wracali z pracy i robiły
się kilometrowe korki, w sklepach kasjerki ledwo wyrabiały tyle było klientów,
a autobusy były zapchane po brzegi. Kiedy wracałam zmęczona ze szkoły, jakaś
mała dziewczynka siedząca obok mnie na tylnym siedzeniu autobusu powiedziała do
swojej mamy podekscytowana:
- Mamo, mamo zobacz
pada śnieg! – Mama spojrzała sennie, no i rzeczywiście na szybę pojazdu spadały
małe białe gwiazdki, tylko po to aby zaraz potem zamienić się w smugę wody.
- No tak przecież to
już połowa listopada – pomyślałam z jakby lekką melancholią. Ostatnio jakoś nie
myślałam specjalnie o czasie który nieubłaganie pędzi przed siebie. Pamiętam
jeszcze jak opalałam się na promienistym słońcu popijając koktajlem i jedząc
arbuza. Tak to były udane wakacje, no ale już niestety przeminęły. Nawet się
ucieszyłam, bo to mój pierwszy rok w gimnazjum, nowa klasa, nowi nauczyciele no
i oczywiście nowa szkoła. Niestety to było jedno wielkie rozczarowanie. Tak jak
zawsze. Pierwszy dzień i już zaczęło się to co przeżywałam w minionych latach.
Nikt nie mógł mnie zaakceptować bo i jak? Jestem człowiekiem o nietypowym
charakterze, w moim wieku dziewczyny interesują się sławnymi gwiazdami,
chłopakami i oczywiście modą. Ja jednak jestem inna, ja od tych rzeczy wole
siedzieć w domu sama, czytając książkę lub po prostu rozmyślając, marząc jakby
było fajnie gdybym mogła sterować życiem tak jak ja chce, jakby było gdybym
było lubiana i szanowana, no cóż to głupie.
Nielubie kontaktów
między ludzkich, nie umiem sobie z tym poradzić. Nie chce powiedzieć czegoś
głupiego, aby potem postrzegano mnie za wariatkę. Dlatego zostaje w tyle jak
szara myszka. Czasem mi się to nudzi ale cóż co mam zrobić? Jestem jak kameleon
wole się zakamuflować, dopasować się do reszty. Zazdroszczę ludziom którzy
sprzeciwiają się zasadom, którzy gdy ktoś im
coś powie i tak zrobią to po
swojemu. Oni mają marzenia tak jak ja ale w przeciwieństwie do mnie
spełniają je. To smutne jestem nieudacznikiem, głupim człowiekiem który chce
tylko przeżyć kolejny dzień i czeka na niewiadomo co.
- Cześć Eliza co tam
u ciebie? Dawno się nie odzywałaś – Podskoczyłam prawie z siedzenia. To była
moja jedyna koleżanka z podstawówki Asia. Była to dziewczyna o miłym charakterze,
na jej twarzy zawsze gościł uśmiech. Umiała zawsze zażartować jak i porozmawiać
poważnie. Ale coś się między nami zepsuło. Niewinem co, chyba to że nie
spędzałyśmy ze sobą tyle czasu co kiedyś. Ona miała zajęcia z tańca, a innym
razem ja musiałam iść na jakąś dodatkową lekcje. Potem się rozstałyśmy - ja
poszłam do innego gimnazjum, ona do innego.
- Jest nawet dobrze,
dzięki że pytasz.
- A jak tam nowa
szkoła?
- Super, jest bardzo
fajna – Bo co miałam powiedzieć? Że nic nie jest dobrze? Że jest wręcz fatalnie?
A zresztą po co miała wiedzieć jak jest? Chyba po to żeby plotkować.
- To ekstra. A tak w
ogóle to wiesz co? Pamiętasz jak byłam kiedyś najgorsza z klasy z anglika?
Teraz jestem wręcz najlepsza! Same 4 i 5.
- To super. Pa ja już
iść.
- No, do zobaczenia.
Wysiadłam. Autobus odjechał. Blade słońce chyliło się ku
zachodowi. Śnieg nadal padał. Zmarznięci ludzie pocierali rękę o rękę z
nadzieją że zrobi im się cieplej. Szłam akurat obok ciemnego zaułka kiedy usłyszałam
ciche szeleszczenie, przystanęłam, znowu. Potem ciche miauczenie. Postanowiłam
to sprawdzić. Poszłam w głąb zaułku. Zobaczyłam małe kartonowe pudełko, coś się
w nim ruszało. Otworzyłam je i co zobaczyłam? Małego czarnego kotka. Mógł mieć
trzy – cztery miesiące. Wyglądał na
zmarzniętego. Długo się niezastana wiałam, włożyłam go pod kurtkę i poszłam do
domu.
Weszłam do przedpokoju. Było ciemno, nikogo niebyło,
pewnie rodzice jeszcze nie wrócili. Włączyłam światło, zdjęłam buty, kurtkę. Kotek
skorzystał z okazji i wyskoczył. Rozprostował się i usiadł na dywanie jakby na
mnie czekając.
- No kotku poszczęściło ci się że akurat przechodziłam
tamtędy, bo byś zamarzł na kość. Chodź do kuchni to dam ci mleka i coś do
zjedzenia.
Wydawało mi się że mnie zrozumiał bo od razu poszedł za
mną do kuchni i grzecznie czekał na jedzenie. Wyjęłam z lodówki kawałek starego
udka z kurczaka i położyłam na talerzu. Kot z szybkością obgryzł mięso i
zostawił kość. Poszłam na górę żeby rozpakować torbę z książek i pochować je do szafki bo na całe szczęście był już piątek.
Kotek szedł krok w krok za mną, jak cień. Zamknęłam drzwi do mojego pokoju. Nie
był nieziemsko piękny – miał szare ściany, jedno okno w które wpatruje się
pogrążona w marzeniach, kilka szarych mebelków, niewielkie łóżko nieprzyzwoicie
pościelone, małe radyjko, oraz mały telewizor. Bo co więcej można się spodziewać po takiej
osobie jak ja? Usiadłam na fotelu, kotek wskoczył na moje kolana i zaczął
mruczeć.
- No mała trzeba Ci wymyślić jakieś imię. Może być Sadza?
Bo jesteś tak czarna jak sadza. Kotka zamruczała głośniej jakby w odpowiedzi.
Pogłaskałam ją i delikatnie przełożyłam go na łóżko. Usłyszałam dźwięk
zamykania drzwi, to pewnie mama wróciła z pracy. Zeszłam szybko na dół po
schodach. Przy wejściowych drzwiach rzeczywiście stała moja mama. Była to
wysoka i szczupła kobieta przed czterdziestką, na którą wcale nie wyglądała.
Miała piękne długie blond włosy, splątane w kłos. Twarz miała prawie bez
zmarszczek, cerę koloru mlecznego, jej oczy miały piękną głęboką barwę oceanu,
wyglądały zupełnie jak oczy
nastolatki. Usta były duże i soczyste,
zawsze pomalowane czerwoną szminką.
- Cześć mamo, jak tam było w pracy - zapytałam
- Było dobrze, nawet bardzo dobrze, chyba dostanę
podwyżkę – odpowiedziała miękkim głosem.
- Bardzo się cieszę, należy ci się, w końcu ciężko
pracujesz. Ale mam takie jedno ważne pytanie.
- Co się stało skarbie?
- Nic takiego, po prostu dziś jak wracałam do domu
znalazłam małego kotka, był wychłodzony i głodny więc zabrałam go do domu, i
mam właśnie takie pytanie czy może zostać?
- No nie wiem, wszędzie będzie ta sierść i w ogóle.
- Proszę, będę po nim sprzątać – starałam się użyć jakiś
argumentów.
- Jak tak ci zależy możemy go zatrzymać, przynieś go tu
to go obejrzę.
- Dziękuje kocham
cie mamo! Już po niego biegnę – pobiegłam w pośpiechu na górę, kotek nadal spał
na łóżku, wzięłam go na ręce i popędziłam z uśmiechem do mamy.
- O jejku – powiedziała euforycznie mama – Jaki on
śliczny, wymyśliłaś mu już imię?
- To ona i ma myślałam nad imieniem Sadza –
odpowiedziałam wesoło.
- Bardzo piękne imię, pasuje do niej. Ja już muszę iść
robić obiad, bo zaraz wróci tata. Jak chcesz możemy jeszcze pogadać w kuchni.
- Dzięki, ale muszę pójść odrobić lekcje bo potem
zapomnę.
- Jak chcesz, jakby co zawołam cie na obiad.
- Spoko, a co będzie?
- Zupa pomidorowa i naleśniki z serem.
- Uuu jak miło moje ulubione potrawy, no to ja już idę.