Witamy na Zagrodzie Mgły, największym, nieoficjalnym forum o Howrse! Wymień się pocztówką! Klik! Kanał na YT o Howrse - serdecznie zapraszamy! Klik! |
|
| Kejtowe wypociny. | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Kejt W skromnych progach Zagrody
Nick w grze : Latarka Liczba postów : 334 Dołączył : 11/04/2014
| Temat: Kejtowe wypociny. Sob Sie 23, 2014 11:06 am | |
| Witaj przybyszu! Przeczytałam kilka książek z serii Assassin's Creed. Jedna z nich popchnęła mnie do napisania opowiadania. Planuję zrobić z niego krótką (albo długą) książkę. Proszę o wyrozumiałość w komentowaniu oraz krytyce. Miłego czytania! c: -------------------------------------------- Krótki prolog Alice jest córką Charlesa Lee, templariusza. Jej ojciec nie pozwoli światu dowiedzieć się o jej istnieniu. Przynajmniej na obecną chwilę. Do czego jest mu potrzebna? Żeby zabiła Connora, asasyna, syna Haytama Kenwaya, Wielkiego Mistrza Zakonu Templariuszy rytu kolonialnego. Jednak ona nie potrafi go zabić. Zabija bez mrugnięcia okiem, ale przed zamordowaniem tego jednego człowieka coś ją powstrzymuje. Czy Alice poradzi sobie z wykonaniem tego zadania? Czy zechce je wykonać? ----------------------- - 13 września 1770:
13 września 1770
Stałam w gabinecie i obserwowałam ojca. Przeglądał jakieś dokumenty, co kilka sekund klnąc coś pod nosem. - Potrzeba ci czegoś, panie ojcze? – zapytałam niepewnie. Dopiero wtedy mnie zauważył. - Nie. Dzisiaj odbędziemy lekcję szermierki w salonie. Przygotuj się odpowiednio. – odpowiedział, po czym dodał z naciskiem na ostatnie słowa – To tyle. Możesz, a właściwie powinnaś odejść. Naucz się wreszcie. - Oczywiście. Przepraszam za moją niekompetencję. To się więcej nie powtórzy panie ojcze. To mówiąc usunęłam się w cień korytarza i z wielką niechęcią ruszyłam do mojego pokoju, który był oddalony o około dwadzieścia metrów od gabinetu mojego ojca. Ach, powinnam zacząć od początku. Nazywam się Alice Lee, mam 8 lat, i mieszkam z moim ojcem, Charlesem Lee w Ameryce. Właściwie, mieszkałam tu sama. Ojciec bywał w domu tylko czasami. Często mówił mi, że nikt nie może wiedzieć o moim istnieniu. Dlatego nie mieliśmy służby. Byłam tu całkiem sama, zdana na siebie. Ojciec nauczył mnie jak przygotować sobie jedzenie, chociaż mówił, że przygotowywanie posiłku jest poniżej jego godności. Gdy byłam sama w domu, siedziałam w ciszy, chcąc dotrzeć do swojego wnętrza. Starałam się zrozumieć sens mojego istnienia. Nie miałam matki. Ojciec ciągle powtarzał mi, że jestem wpadką. Nie byłam planowana, nie chciał mnie. Powiedział mi, że gdy matka mnie urodziła, wysłała mu list informujący o moim istnieniu. Wcześniej obiecywała mu, że z tej jednorazowej przygody nie pozostanie jej nic, poza ciepłym wspomnieniem. Cóż, widocznie się myliła. Ojciec bardzo szybko uświadamiał mnie o wielu rzeczach dziejących się na świecie, a także dziejących się w moim życiu. Złamała obietnicę, więc postanowił z nią skończyć. Pewnego dnia, bez zapowiedzi, przybył do naszego domu. Tak niewiele wystarczyło, żeby moją matkę opuściło życie. Ojciec ją zastrzelił, nie miała szans na przeżycie, celował między oczy. I nie spudłował. Pamiętam to jak przez mgłę, ale pamiętam. Później wszystko potoczyło się tak szybko... Wziął mnie na ręce i dosłownie wpakował do powozu. Jedyną moją rodziną był on. Nie mogłam go znienawidzić. Nie potrafiłam. Weszłam do pokoju, sięgnęłam po pierwszą książkę z półki i zaczęłam czytać. Ze snu wyrwał mnie krzyk ojca. - Alice! Co ty wyprawiasz? Dziewucho! Musimy ćwiczyć, nie będę tracił na ciebie mojego czasu jeżeli się nie zaangażujesz! Mogę cię oddać pierwszemu mężczyźnie spotkanemu na ulicy! Chcesz tego?! Pytam, czy tego chcesz?! Odpowiadaj! Ojciec bardzo często wybuchał gniewem z powodu najmniejszego przewinienia z mojej strony. Nawet jeśli dotyczyło to nie pojawienia się w salonie w określonym przez niego czasie. Chciałam coś odpowiedzieć na swoją obronę, ale nie zdążyłam. W jego oczach szalał ogień. Ojciec szybkim ruchem mnie spoliczkował. Strasznie bolało. Nie chciałam okazywać bólu w jego obecności – potrząsnęłam głową i wstałam. - Przepraszam, panie ojcze. Jestem zbyt roztargniona. – powiedziałam. - Roztargniona?! To za mało powiedziane! – wykrzyczał. - Przykro mi z tego powodu, staram się nad tym zapanować. Czy odbędziemy dzisiaj lekcję szermierki, panie ojcze? - Jasne, że tak. Jednakże musisz wiedzieć, że nie będę dzisiaj tak wyrozumiały jak zwykle. – to powiedziawszy zrobił wyniosłą minę, a na ustach zagościł złośliwy uśmieszek. Nigdy nie był wyrozumiały, ale nie chciałam powiedzieć mu tego prosto w twarz. Bałam się, bo wiedziałam do czego był zdolny. Wyszedł z mojego pokoju i skierował się do salonu. Poszłam za nim. W pewnym momencie wszedł do jednego z wielu pokojów i zamknął drzwi. Postanowiłam na niego poczekać w salonie, więc dalszą drogę przebyłam samotnie, rozmyślając nad tym co znów wymyślił jako rodzaj kary za moją „niekompetencję”. Ja nie widziałam celu w naszych „lekcjach” szermierki, ale ojciec zwykł powtarzać, że wkrótce wykorzystam moje umiejętności w boju o honor rodziny. Mówiąc honor rodziny, miał na myśli jego honor. Splamiony krwią, kłamstwem i intrygą. On wiedział o mnie coś, czym nie miał zamiaru się ze mną podzielić. Przynajmniej na razie. Czekałam na niego dość długo. W tym czasie ćwiczyłam pchnięcia drewnianymi mieczami ćwiczebnymi. Poczułam na sobie jego spojrzenie. Odwróciłam się. W dłoni trzymał prawdziwe, stalowe miecze. Zrozumiałam, że tym razem naprawdę nie będzie wyrozumiały. Chyba zobaczył, że się boję, bo uśmiechnął się złośliwie i podszedł do mnie jednocześnie podając mi rękojeść miecza. Chwyciłam miecz, podziwiając detale, dzięki którym wyglądał bardzo wyjątkowo. Ojciec westchnął i zaczął mówić z udawanym smutkiem w głosie. - Jak już wspominałem, nie będę zbyt wyrozumiały. Zwykle ćwiczyliśmy mieczami ćwiczebnymi, ale cóż, przez twoją niekompetencję i... Jak to określiłaś? Ach, roztargnienie, te czasy się skończyły. Ćwicząc tymi mieczami – w tym momencie „przeciął” swoim mieczem powietrze – mogę utoczyć ci krwi, a nawet cię zabić. Jesteś tego świadoma? - Jestem tego świadoma, rozumiem, że należy mi się kara za moje dotychczasowe postępowanie, panie ojcze. – odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w te słowa. - Zaczynajmy więc. – powiedział ojciec kończąc tą bezsensowną dyskusję. Lekcja rozpoczęła się jak zawsze. Przećwiczyliśmy kilka pchnięć. Później zaczęła się walka. Ojciec rozciął mi ramię, czym rozzłościł mnie do granic możliwości. Do tej pory udawałam, że nie potrafię się przed nim obronić, a tym bardziej zaatakować. Widząc furię w moich oczach, uśmiechnął się ironicznie i kopnął w łydkę. Przynajmniej chciał kopnąć. Zablokowałam uderzenie i pchnęłam go w tył. Zatoczył się tracąc równowagę. W pewnym momencie myślałam, ba! Byłam przekonana, że ojciec się przewróci, wtedy mogłabym przygwoździć go do podłogi, demonstrując moje umiejętności. Jednak tak się nie stało. Ojciec - ratując się przed upadkiem – złapał mnie za nadgarstek i mocno pociągnął. Ja straciłam równowagę, on ją odzyskał. Zaśmiał się, gdy nieudolnie starałam się stanąć prosto. Pozory mylą. Gdy stanął obok mnie, natychmiast zaatakowałam. Chciałam delikatnie naciąć mu ramię. Trafiłam nieco wyżej, zostawiając na jego twarzy długi, krwawy ślad. Ojciec zawył. Nie wiem czy z wściekłości, czy z bólu. Po chwili spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem. Jego oczy ciskały piorunami. Rzucił się na mnie niczym dzikie zwierzę. Kiedyś znalazłam w gabinecie ojca księgę, w której opisano różne „sztuczki”, które można zastosować w walce. Pomyślałam, że mogłabym je teraz wykorzystać. Ojciec nieuchronnie się do mnie zbliżał. Nie wiedziałam co robię. Podniosłam rękę i rękojeścią uderzyłam go w kark... Upadł. Widziałam strużkę krwi spływającą po jego podbródku. Szybko docisnęłam dwa palce do jego szyi. Tętno było wyczuwalne. Żył! Próbowałam go ocucić. Nic to nie dawało, żadnego ruchu świadczącego o przytomności mojego ojca. Wiedziałam, że przeżyje. Byłam też świadoma, że może być długo nieprzytomny. Zawlokłam go do jego sypialni. Nie zajęło mi to długo. Był ciężki – to prawda, ale ja byłam dosłownie „trenowana” pod kątem wytrzymania każdego – fizycznego oraz psychicznego – bólu bądź ciężaru. W tym przypadku ciężar był fizyczny, a ból i fizyczny, i psychiczny. Fizyczny – chyba wiadomo dlaczego. Psychiczny – ponieważ nie wiedziałam jak zareaguje na to mój ojciec, gdy oprzytomnieje.
- 2 października 1782:
2 października 1782 (dwanaście lat później)
Łkałam cicho nad zimnym ciałem ojca. Jeszcze tak niedawno powtarzał mi, że wyrosłam na piękną kobietę, i powinnam to wykorzystać.... Generał nie powinien zginąć w obskurnej gospodzie. W ogóle nie powinien zginąć. To nie musiało się tak skończyć, gdybym nie zawiodła. - Przepraszam cię, panie ojcze. – zaczęłam mówić – Przepraszam cię, że zawiodłam. Mogłam to przewidzieć. - Weź go stąd, bo odstrasza mi klientów. – powiedział do mnie właściciel gospody. - Jasne, już znikamy. – odpowiedziałam mu cicho. Przerzuciłam bezwładne ciało ojca przez ramię i ruszyłam w wyjścia. - To był asasyn. – usłyszałam za sobą. - Wiem. – odpowiedziałam i wyszłam. Rzeczywiście wiedziałam kto to zrobił. Connor. Syn przyjaciela ojca, Haythama Kenway’a, Wielkiego Mistrza Zakonu Templariuszy rytu kolonialnego. Postanowiłam pogrzebać ojca w naszym kraju. W Ameryce. Ruszyłam w stronę naszego domu. Nie miałam zamiaru pochować go w ogrodzie, tylko przebrać go w coś stosownego i zanieść do niewielkiej katedry, w której stacjonował wielebny Moore. Zaniosłam ojca do domu i przebrałam. Po kilkudziesięciu minutach znów byliśmy w drodze. - Proszę księdza, ma ksiądz dla mnie trochę czasu? – zapytałam. - Dla ciebie Alice? Zawsze. W czym problem? – odpowiedział mi ksiądz szczerze się uśmiechając. - Cóż, mój ojciec... – zaniemówiłam i po prostu położyłam ciało ojca na jednej z kościelnych ławek. - Rozumiem. – powiedział Moore.
3 grudnia 1782
Pogrzeb ojca odbył się bez żadnych komplikacji. Ponoć ojciec miał wielu wrogów. Chyba nikt nie wiedział o jego śmierci, albo nikt nie był na tyle odważny żeby zbezcześcić jego ciało w kościele. Ojciec zostawił mi po sobie dom, konia i broń. Między innymi ukryte ostrze asasynów. Mówił mi, że sam je zrobił, na wzór broni Haythama. W ciągu tych dwóch miesięcy udało mi się zrobić bardzo dużo. Znalazłam Connora. Obserwowałam go w dzień i w nocy. Zapewne był tego świadom, ale nic po sobie nie okazywał. Gdy spał, zbliżyłam się do niego na tyle, żeby widzieć każdą, nawet najmniejszą rysę na jego twarzy. Wtedy się obudził. Szybko się od niego odsunęłam. Spojrzał na mnie i wysunął ukryte ostrze – ja zrobiłam to samo. Nic nie mówiliśmy. Mogłam go teraz zabić, mogłam, ale nie potrafiłam. Nie chciałam z nim walczyć, ponieważ toczyłam wewnętrzną walkę. Walkę ze sobą. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. - Widzę, że się denerwujesz. – powiedział szeptem Connor i subtelnie się uśmiechnął. - Ja? Nie. Ja nie potrafię się denerwować. – odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech. Nastała chwila błogiej ciszy. Za nic nie chciałam jej przerywać. Chciałam po prostu na niego patrzeć. Spojrzał na mnie i przybrał poważny wyraz twarzy. - Dlaczego mnie obserwujesz? – zapytał. - Ja... Ja.... Nie mogę ci tego powiedzieć. – powiedziałam łamiącym się głosem i wdrapałam się szybko na pierwsze-lepsze drzewo. Zaczęłam skakać po drzewach oddalając się od Connora. Był to pewien rodzaj ucieczki. - Stój! Zatrzymaj się! – krzyczał za mną Connor. Wiedziałam, że jest za mną. Bałam się odwrócić. W pewnym momencie przede mną ukazało się urwisko, a w dole jezioro. „To moja ostatnia szansa, teraz albo nigdy” pomyślałam i skoczyłam. Mimo protestów mojego umysłu, ciało wykonało kilka ewolucji w powietrzu. „Po co ja to robię?! Chcę mu zaimponować? Po co?! Przecież on zabił mojego ojca!” te cztery pytania galopowały bez przerwy w mojej głowie. Wzięłam głęboki wdech i uderzyłam o taflę wody. Wypłynęłam na powierzchnię i spojrzałam w górę. Connora tam nie było. Pewnie przerwał pościg. Powoli płynęłam w stronę brzegu. Gdy do niego dotarłam, obejrzałam się za siebie. Nikogo tam nie było. Chciałam, żeby ktoś teraz ze mną był. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Szłam bardzo długo, wbrew mojej woli, ciągle myślałam o Connorze. Zatrzymałam się w głębi lasu i usiadłam. Zrobiłam to, co robiłam w domu. Dotarłam do swojego wnętrza. Zatraciłam się w odmętach mojego umysłu. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za szyję i lekko przydusił. Wiedziałam, że to Connor. Postanowiłam udawać bezbronną. - Ratunku! Pomocy! – krzyczałam szarpiąc się w jego objęciu. Wiedziałam, że gdyby chciał, mógłby mnie udusić. - Zamknij się, to nic ci nie zrobię. – powiedział mi szeptem do ucha. Pomyślałam, że to dobry moment, żeby zaatakować. Kopnęłam go z całej siły w kolano i uderzyłam łokciem w żebra. Szybko wyzwoliłam się z jego objęcia, a on zwinął się z bólu. Znów nadarzyła się okazja żeby go zabić, a ja znów nie potrafiłam tego zrobić. Postanowiłam z nim walczyć. Musiałam być ostrożna, żeby go nie zranić. Bardzo tego nie chciałam. - Stań do walki jak mężczyzna. – wycedziłam przez zęby. - Honor nie pozwala mi na walkę z... Kobietą. – ostatnie słowa wymówił z drwiną w głosie. - Kobietą, która mogłaby cię teraz zabić. – poprawiłam go, po czym uśmiechnęłam się władczo. Wysunęłam ukryte ostrze. Connor zrobił to samo. Wyciągnęłam miecz, który dostałam od ojca. On wyciągnął swój. Ruszyłam do ataku. Zrobiłam to samo, co robiłam gdy walczyłam z ojcem. Udawałam, że nie potrafię walczyć. Zaszarżowałam na Connora, on zablokował moje uderzenie. Złapałam go za ramię jednocześnie uderzając kolanem w brzuch. Udało mi się to. Jednak Connor w tym samym czasie pociągnął mnie mocno za nogę, przez co się przewróciłam. Uderzenie dosłownie wyprosiło powietrze z moich płuc. Przez chwilkę leżałam w bezruchu próbując złapać oddech. Gdy mi się to udało, podparłam się łokciem i już miałam wstać, gdy Connor uderzył mnie w twarz. Upadłam na bok. Pochylił się nade mną i złapał za dłonie tak, żebym nie mogła go uderzyć. Może to głupie, ale w tej chwili myślałam tylko o tym, że chciałabym go pocałować. „Nie, nie, on zabił twojego ojca! O czym ty myślisz, Alice?!” karciłam się w myślach. Connor uśmiechnął się z taką satysfakcją, jakby zabił mamuta. - Wiesz na co mam teraz ochotę? – zapytał. - Nie i nie chcę wiedzieć. – odpowiedziałam. - Mam ochotę cię zabić, co ty na to? Wiesz, że nie masz ze mną szans. – powiedział i uśmiechnął się. Tym razem nie był to przyjazny uśmiech. „Tylko ty tak sądzisz” dodałam w myślach. - Co ja na to? Naprawdę chcesz wiedzieć? - Tak. Powiedz, jesteś gotowa na śmierć? - Dalej, zabij mnie i tak nie mam już po co żyć! Zrób to! Nie chcę żyć, rozumiesz?! – wykrzyczałam mu prosto w twarz. Chyba zrobiło to na nim wrażenie, bo odsunął się ode mnie. - Przepraszam. – powiedział cicho. - Za co mnie przepraszasz? Za to, że zabiłeś mojego ojca?! Za to, że zrujnowałeś cały mój świat?! Czy za to, że chciałeś mnie zabić?! – wykrzyczałam. - Zamknij się! – krzyknął głośniej niż ja i ponownie uderzył mnie w twarz. – Chociaż na moment się zamknij! Z ust spłynęła mi strużka krwi, a łzy napłynęły do oczu. Usiadł tyłem do mnie. Uznałam to za odpowiedni moment do ucieczki. W ciszy wycofałam się w stronę lasu. - Stój. Błagam, zostań ze mną. – powiedział Connor łamiącym się głosem. - Nie mogę. – odpowiedziałam szeptem. - Błagam... Chociaż powiedz mi jak masz na imię, proszę... - Jestem Alice. Alice Lee. - Ja nazywam się Connor... - Wiem. Connor, asasyn, syn Haythama Kenwaya. To powiedziawszy, ruszyłam w stronę gęstego lasu. Jednak tam nie dotarłam.
- 6 grudnia 1782:
6 grudnia 1782
Obudziłam się w małym szałasie wykonanym z liści i patyków. Byłam ubrana w inne ubrania, a na dłoniach, nogach i głowie, miałam owinięte bandaże. Usiadłam. Chciałam wołać o pomoc, ale ktoś złapał mnie za głowę i pociągnął do tyłu. Delikatnie uderzyłam głową o poduszkę. Odwróciłam głowę i ujrzałam – tego się nie spodziewałam – Connora. Leżał obok mnie, ale dzieliła nas pusta przestrzeń. Cóż, nie dziwię się, ten szałas był bardzo mały, a na dworze było bardzo zimno, więc zapewne chciał zachować ciepło na dłużej. - Alice... Te bandaże... Zanim dotarłaś do lasu... Zaatakowali cię Francuzi. Nie zdążyłem... Jeden z nich uderzył cię rękojeścią pałasza w głowę, po czym okaleczył ręce i nogi. Dopiero wtedy mogłem go zabić, wcześniej inni go osłaniali... Przepraszam Alice, to moja wina. Byłaś nieprzytomna trzy dni. – powiedział szeptem Connor. - Mogłeś mnie tam zostawić. Umarłabym z godnością. Przecież ty mnie w ogóle nie znasz. – powiedziałam wtulając się w koc którym byłam przykryta. Dotknął mojego czoła i pogłaskał po głowie. - Nie pozwolę ci umrzeć. Rozumiesz Alice? – powiedział. Wtedy zrozumiałam dlaczego nie potrafię go zabić. - Przypomnę ci, że jeszcze niedawno sam chciałeś mnie zabić Connorze... – odpowiedziałam i subtelnie się uśmiechnęłam - To było dawno Alice, ja już o tym zapomniałem, daj spokój.... – powiedział bardzo cicho Connor. Właściwie, to wyszeptał mi to do ucha.
7 grudnia 1782
Nie pamiętam co stało się zeszłego wieczoru i chyba nie chciałam tego wiedzieć, ponieważ obudziłam się przytulona do Connora. Powoli zdjęłam z niego rękę, tak, żeby się nie obudził. Spojrzałam na moje ubrania. Skoro byłam nieprzytomna przez trzy dni, ktoś musiał mnie przebrać. Postanowiłam zostawić ten temat w spokoju, może Connor by wtedy pomyślał, że się cieszę z tego, że mnie przebrał, że widział to i owo, a to było nie do pomyślenia. Zauważyłam też, że zdjął moje ukryte ostrze i zabrał wszelkie dobra materialne. Próbowałam wstać, lecz nie potrafiłam. Ciekawe jakie obrażenia zadał mi ten Francuz, skoro nie potrafię nawet wstać. Podparłam się łokciami i nadal usilnie próbowałam wstać. Na nic się to zdało. Postanowiłam próbować dalej, w końcu jestem córką Charlesa Lee, nie tak łatwo daję za wygraną. Gdy już myślałam, że uda mi się wstać, straciłam równowagę i upadłam. Usłyszałam cichy jęk. Okazało się, że spadłam na Connora. - Przepraszam.... Ja nie chciałam, przepraszam Connor. Nie chciałam cię obudzić, nic ci nie jest? – powiedziałam trochę zawstydzona. - Nie Alice. Nic mi nie jest. Nie przepraszaj. – powiedział i się uśmiechnął. Po czym dodał – Długo już nie śpisz? - Nie, obudziłam się niedawno. – odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech. – Connor... gdzie dałeś moje ostrze i miecz? - Tam leżą. – powiedział, po czym wskazał skinieniem głowy wyjście z szałasu. Przeczołgałam się do wyjścia. Od razu się uspokoiłam, gdy zobaczyłam, że moje ostrze leży bezpiecznie schowane pod gałązkami jakiegoś drzewa. - Dziękuję. Za wszystko. – powiedziałam odwrócona tyłem do Connora. - Nie masz za co dziękować. Zabiłem twojego ojca. – powiedział. Łzy napłynęły mi do oczu. Jedna za drugą spływały po moich policzkach. Wyobraziłam sobie, że jestem daleko od tego szałasu, od Connora, że jestem z ojcem, że mnie przytula i mówi, że wszystko będzie dobrze. Wtedy rozpłakałam się na dobre. Connor usiadł za mną. - Przepraszam, Alice, proszę, nie płacz. – wyszeptał łamiącym się głosem. – Czy mogę? Skinęłam głową. Connor mnie delikatnie przytulił. Przez chwilę milczeliśmy. - Czy... Czy mogę zostać sama? – zapytałam. - Tak, jasne, już mnie nie ma. Przepraszam. – powiedział zmieszany Connor.
- 14 grudnia 1782:
14 grudnia 1782
Przez te siedem dni, dosłownie nauczyłam się wszystkiego o Connorze. Wiedziałam czego się boi, co lubi, wiedziałam skąd ma tyle blizn na twarzy. Pierwszy raz w całym życiu czułam, że na kimś mi zależy, że mogę mu ufać, że on mnie nie skrzywdzi. Mogłam na nim polegać. Dzisiaj pierwszy raz od ataku przez Francuzów, samodzielnie wstałam. Connor jeszcze o tym nie wiedział, bo spał. Wczoraj oglądaliśmy gwiazdy do późna, co tłumaczy to, że on jeszcze śpi. Było nawet trochę romantycznie, ale żadne z nas nie zwracało na to uwagi. Chcąc zrobić Connorowi niespodziankę, wyszłam z szałasu z zamiarem zrobienia nam śniadania. Było zimno, więc zawinęłam się w kocyk, rozpaliłam ognisko, i wlałam do garnuszka wodę, żeby zrobić herbatę. Wyjęłam chleb i masło z torby Connora, po czym zaczęłam przygotowywać kanapki. - Alice, myślałem, że cię zabrali. – powiedział zaspany Connor. – Bałem się. - Przecież nic mi się nie stało. Connor. Nie jestem aż tak nieporadna. - Wiem i cieszę się z tego powodu. – powiedział Connor. Woda się zagotowała, wsypałam do niej liście herbaty i wstałam. Connor podszedł do mnie i się uśmiechnął. - Cieszę się, że jesteś już w pełni sprawna Alice. – powiedział Connor. - Też się cieszę z tego powodu. To powiedziawszy wyciągnęłam filiżanki i nalałam do nich gorącej herbaty. Jedną z nich podałam Connorowi. - Proszę, napij się. Później wybierzemy się na spacer, skoro mogę już sama chodzić. – oznajmiłam. – Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Postanowiłam, że powiem mu co do niego czuję. Nienawiść? Nie. Niechęć? Nie. Sama nie wiedziałam jak nazwać to uczucie. Po kilku godzinach ruszyliśmy w głąb lasu. W pewnym momencie się zatrzymałam i spojrzałam na Connora. Właśnie teraz chciałam mu to powiedzieć. Wzięłam się w garść. - Connor, ja... Muszę ci coś powiedzieć. – zaczęłam mówić – Ja... Ja... - Co ty? – zapytał żartobliwie Connor. - Ja cię kocham. – powiedziałam bardzo szybko – Podobasz mi się. – dodałam po chwili. Szybko się odwróciłam i zaczęłam iść. Szłam powoli. Connor wciąż stał w miejscu. Chciałam się odwrócić i powiedzieć, że przepraszam, że tak mi się powiedziało. Nie zdążyłam. Connor złapał mnie za ręce i pocałował. Odwzajemniłam pocałunek i objęłam jego szyję. Chciał się ode mnie oderwać, ale mu na to nie pozwoliłam. Minęło kilka minut zanim pozwoliłam mu na oderwanie się ode mnie. Connor zatoczył się i upadł z cichym jękiem. - Ja... Przepraszam, nie chciałam. Proszę, wybacz. – powiedziałam cicho łamiącym się głosem i pobiegłam w stronę lasu. Tym razem nic mnie nie powstrzymywało. - Stój. – powiedział Connor łapiąc mnie za nadgarstek – Kocham cię Alice. Mam dla kogo żyć. Zostań ze mną, proszę. Złapałam jego dłoń i pobiegłam do lasu. Biegliśmy razem nieustannie się śmiejąc. Dobiegliśmy do polany, gdzie puściłam rękę Connora i zaczęłam mu uciekać. - Jeśli tak ci na mnie zależy, to mnie dogoń! – krzyknęłam do Connora.
------------------ Pewnie zjadłam duuużo przecinków, bądź kropek. Proszę mnie o tym informować. Jeżeli ktokolwiek chciałby dalszych części, proszę o pozostawienie komentarza. Z góry dziękuję.
Ostatnio zmieniony przez Kejt dnia Nie Sie 24, 2014 9:28 am, w całości zmieniany 6 razy | |
| | | Kepler99 Już coś wie
Nick w grze : Kepler99-Nie gram! Liczba postów : 140 Dołączył : 08/04/2014
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Sob Sie 23, 2014 11:38 am | |
| | |
| | | Danonek VIP
Nick w grze : Danonek Liczba postów : 48 Dołączył : 19/08/2014
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Sob Sie 23, 2014 1:44 pm | |
| " że przygotowywanie posiłku, jest poniżej jego godności." -Usunęłabym przecinek. "Gdy byłam sama w domu, siedziałam w ciszy, i chcąc dotrzeć do swojego wnętrza. Starałam się zrozumieć sens mojego istnienia." -Połącz ta zdania przecinkiem lub usuń "i" przed "chcąc", bo to nie ma sensu. "Powiedział mi, że gdy matka mnie urodziła, wysłała mu list, informujący o moim istnieniu." -Przed "informujący" jest, chyba, nie potrzebny przecinek. "Weszłam do pokoju, sięgnęłam po pierwszą książkę z półki, i zaczęłam czytać." przed "i" usuń przecinek. "Zaśmiał się gdy nieudolnie starałam się stanąć prosto."-brak przecinka przed "gdy". Chyba tyle C: Ogół bardzo mi się podoba i czekam na ciąg dalszy. | |
| | | Kejt W skromnych progach Zagrody
Nick w grze : Latarka Liczba postów : 334 Dołączył : 11/04/2014
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Sob Sie 23, 2014 1:53 pm | |
| Dzięki Danonie. Błędy poprawione. C: | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Sob Sie 23, 2014 2:10 pm | |
| Pamiętam to jak przez mgłę ale pamiętam - po co dwa ostatnie wyrazy? to tylko bezsensowe powtórzenie słowa "pamiętam". Tak niewiele wystarczyło by moją matkę opuściło życie - może lepiej "Tak niewiele wystarczyło żeby moja matka straciła życie". Jedyną moją rodziną był on - "Z rodziny pozostał mi tylko on" |
| | | Tiamat Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Tiamat Liczba postów : 749 Dołączył : 03/08/2011
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Sob Sie 23, 2014 2:14 pm | |
| - Endurance napisał:
- Pamiętam to jak przez mgłę ale pamiętam - po co dwa ostatnie wyrazy? to tylko bezsensowe powtórzenie słowa "pamiętam".
Tak niewiele wystarczyło by moją matkę opuściło życie - może lepiej "Tak niewiele wystarczyło żeby moja matka straciła życie". Jedyną moją rodziną był on - "Z rodziny pozostał mi tylko on" 1. Wielu pisarzy stosuje powtorzenie i nie jest to nic zlego. Dziewczyna powtarza, zeby pokazac, ze pamieta ja slabo, ale jedak. 2. Metafora pasujaca, nie wiem po co kasowac. 3. Moze i tak, ale jest to bezsensowne zmienianie tekstu pisarza i nadawanie mu wlasnej osobowosci. | |
| | | Pati...xd Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Pati...xd Liczba postów : 4498 Dołączył : 01/08/2011
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Sob Sie 23, 2014 2:29 pm | |
| Cóż.... piękne <3
Naprawdę miło i fajnie się czytało ;3
Oczywiście czekam na następne części! | |
| | | PlaybackJunkie8 Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Julis Liczba postów : 1483 Dołączył : 07/12/2012
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Sob Sie 23, 2014 3:33 pm | |
| Okej, na początku przypomnę, że jestem niepewna swojego poprawiania, więc jakby coś to bez gejtów ((c) Pati...xd), jeśli poprawię coś, co było dobrze. ^^' Okej? Okej. ;-;
"Żeby zabiła Connora, asasyna, syna Haytama Kenwaya, wielkiego mistrza zakonu templariuszy rytu kolonialnego" -> "Żeby zabiła Connora, asasyna, syna Haytama Kenwaya, Wielkiego Mistrza Zakonu Templariuszy rytu kolonialnego" - brakujący przecinek + wydaje mi się, że tytuł i pełna nazwa zakonu powinna być pisana z dużej litery.
"Jednak ona nie potrafi go zabić. Zabija bez mrugnięcia okiem, ale przed zamordowaniem tego jednego człowieka coś ją powstrzymuje" - "Jednak nie potrafi wykonać zadania (...)" (?) - hm, nawet jeśli powtórzenie było zamierzone, wydaje się nie pasować. ._.
W rozdziale pierwszym, co rzuciło mi się w oczy był źle zapisany dialog. Nie tak dawno temu sama źle je zapisywałam, no, ale dobrze by było, gdybyś poszukała w Google poradnika co do tego. Źle zapisane dialogi nie psują opowiadania, ale zdecydowanie odejmują mu uroku. :3 W dalszej części nie będę poprawiać dialogów, skupię się na reszcie
"Potrzeba ci czegoś panie ojcze?" -> ""Potrzeba ci czegoś, panie ojcze?" - brakujący przecinek.
"odpowiedział, po czym dodał z naciskiem na ostatnie słowa – To tyle. Możesz, a właściwie powinnaś odejść. Naucz się wreszcie" -> "odpowiedział. – To tyle. Możesz, a właściwie powinnaś odejść. Naucz się wreszcie - dodał po chwili z naciskiem na ostatnie słowa" - myślę, że to by brzmiało tak... Wyraźniej. ^^'
"To mówiąc usunęłam się w cień korytarza, i z wielką niechęcią ruszyłam do mojego pokoju, który był oddalony o około dwadzieścia metrów od gabinetu mojego ojca" -> "To mówiąc usunęłam się w cień korytarza i z wielką niechęcią ruszyłam do mojego pokoju, który był oddalony o około dwadzieścia metrów od gabinetu mojego ojca" - niepotrzebny przecinek, dodatkowo reszta zdania o tych dwudziestu metrach wydaje mi się zbędnie przedłużać opis, ale zostawiam to tak, jak jest. c:
Co do następnego opisu, takie pamiętnikarskie opisy nigdy mi się nie podobały, bo to wszystko powinno być rozłożone na opowiadanie, a nie podane z góry - ale jednak ja to ja, niczego Ci nie narzucam. :3
"Wcześniej obiecywała mu, że z tej jednorazowej przygody, nie pozostanie jej nic" -> "Wcześniej obiecywała mu, że z tej jednorazowej przygody nie pozostanie jej nic" - niepotrzebny przecinek.
"Ojciec ją zastrzelił, nie miała szans na przeżycie, celował między oczy" - wydaje mi się, że skoro napisałaś już, że "zastrzelił", to fragment o braku szans na przeżycie jest zbędny.
"Wziął mnie na ręce, i dosłownie wpakował do powozu" -> "Wziął mnie na ręce i dosłownie wpakował do powozu" - niepotrzebny przecinek.
"Pytam czy tego chcesz?! Odpowiadaj!" -> "Pytam, czy tego chcesz?! Odpowiadaj!" - brakujący przecinek.
"Przepraszam panie ojcze" -> "Przepraszam, panie ojcze" - brakujący przecinek.
"Czy odbędziemy dzisiaj lekcję szermierki panie ojcze?" -> "Czy odbędziemy dzisiaj lekcję szermierki, panie ojcze?" - brakujący przecinek.
"Zwykle ćwiczyliśmy mieczami ćwiczebnymi, ale cóż, przez twoją niekompetencję, i jak to określiłaś? Ach, roztargnienie, te czasy się skończyły" -> "Zwykle ćwiczyliśmy mieczami ćwiczebnymi, ale cóż, przez twoją niekompetencję i... Jak to określiłaś? Ach, roztargnienie, te czasy się skończyły" - niepotrzebny przecinek, co do drugiej poprawki - nie musisz się zgadzać, ale wydaje mi się, że brzmi naturalniej.
"Jesteś tego świadoma" -> "Jesteś tego świadoma?" - zgubiłaś znak zapytania.
"(...) że należy mi się kara za moje dotychczasowe postępowanie panie ojcze" -> "że należy mi się kara za moje dotychczasowe postępowanie, panie ojcze" - brakujący przecinek.
"Lekcja rozpoczęła się jak zawsze. Przećwiczyliśmy kilka pchnięć. Później rozpoczęła się walka" -> "Lekcja rozpoczęła się jak zawsze. Przećwiczyliśmy kilka pchnięć. Później zaczęła się walka" - chyba będzie brzmiało odrobinę lepiej. ^^'
"Widząc furię w moich oczach, uśmiechnął się przeciągle i kopnął w łydkę" -> "Widząc furię w moich oczach, uśmiechnął się i kopnął w łydkę" - "przeciągle" to dosyć dziwne określenie uśmiechu. ;-;
"Podniosłam rękę, i rękojeścią uderzyłam go w kark" -> "Podniosłam rękę i rękojeścią uderzyłam go w kark" - niepotrzebny przecinek.
"Był ciężki – to prawda, ale ja byłam dosłownie „trenowana”, pod kątem wytrzymania każdego (...)" -> "Był ciężki – to prawda, ale ja byłam dosłownie „trenowana” pod kątem wytrzymania każdego" - niepotrzebny przecinek.
"Psychiczny – ponieważ nie wiedziałam jak zareaguje na to mój ojciec gdy oprzytomnieje" -> "Psychiczny – ponieważ nie wiedziałam jak zareaguje na to mój ojciec, gdy oprzytomnieje" - tego nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że zabrakło przecinka. | |
| | | Kejt W skromnych progach Zagrody
Nick w grze : Latarka Liczba postów : 334 Dołączył : 11/04/2014
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Nie Sie 24, 2014 1:04 am | |
| - PlaybackJunkie8 napisał:
- Okej, na początku przypomnę, że jestem niepewna swojego poprawiania, więc jakby coś to bez gejtów ((c) Pati...xd), jeśli poprawię coś, co było dobrze. ^^' Okej? Okej. ;-;
"Żeby zabiła Connora, asasyna, syna Haytama Kenwaya, wielkiego mistrza zakonu templariuszy rytu kolonialnego" -> "Żeby zabiła Connora, asasyna, syna Haytama Kenwaya, Wielkiego Mistrza Zakonu Templariuszy rytu kolonialnego" - brakujący przecinek + wydaje mi się, że tytuł i pełna nazwa zakonu powinna być pisana z dużej litery.
Tak tytuł ma być z dużej litery, już poprawiam. Tylko powiedz mi, gdzie brakuje tego przecinka bo żadnego nie dodałaś...
"Jednak ona nie potrafi go zabić. Zabija bez mrugnięcia okiem, ale przed zamordowaniem tego jednego człowieka coś ją powstrzymuje" - "Jednak nie potrafi wykonać zadania (...)" (?) - hm, nawet jeśli powtórzenie było zamierzone, wydaje się nie pasować. ._.
Mi to pasuje. To trochę jak podkreślenie wagi słów.
W rozdziale pierwszym, co rzuciło mi się w oczy był źle zapisany dialog. Nie tak dawno temu sama źle je zapisywałam, no, ale dobrze by było, gdybyś poszukała w Google poradnika co do tego. Źle zapisane dialogi nie psują opowiadania, ale zdecydowanie odejmują mu uroku. :3 W dalszej części nie będę poprawiać dialogów, skupię się na reszcie
"Potrzeba ci czegoś panie ojcze?" -> ""Potrzeba ci czegoś, panie ojcze?" - brakujący przecinek.
Źle sprawdziłam w książce i byłam głodna, więc przecinki zostały zjedzone. ;-;
"odpowiedział, po czym dodał z naciskiem na ostatnie słowa – To tyle. Możesz, a właściwie powinnaś odejść. Naucz się wreszcie" -> "odpowiedział. – To tyle. Możesz, a właściwie powinnaś odejść. Naucz się wreszcie - dodał po chwili z naciskiem na ostatnie słowa" - myślę, że to by brzmiało tak... Wyraźniej. ^^'
Ja tam nie wiem, mi to pasuje.
"To mówiąc usunęłam się w cień korytarza, i z wielką niechęcią ruszyłam do mojego pokoju, który był oddalony o około dwadzieścia metrów od gabinetu mojego ojca" -> "To mówiąc usunęłam się w cień korytarza i z wielką niechęcią ruszyłam do mojego pokoju, który był oddalony o około dwadzieścia metrów od gabinetu mojego ojca" - niepotrzebny przecinek, dodatkowo reszta zdania o tych dwudziestu metrach wydaje mi się zbędnie przedłużać opis, ale zostawiam to tak, jak jest. c:
Teraz mi się przypomniało, że przed "i" nie powinno się dawać przecinków. ;-; Z niechęcią, bo te dwadzieścia metrów to dla niej daleko.
Co do następnego opisu, takie pamiętnikarskie opisy nigdy mi się nie podobały, bo to wszystko powinno być rozłożone na opowiadanie, a nie podane z góry - ale jednak ja to ja, niczego Ci nie narzucam. :3
No wiesz co. Haytham tak pisze w Porzuconych.
"Wcześniej obiecywała mu, że z tej jednorazowej przygody, nie pozostanie jej nic" -> "Wcześniej obiecywała mu, że z tej jednorazowej przygody nie pozostanie jej nic" - niepotrzebny przecinek.
Zgadzam się.
"Ojciec ją zastrzelił, nie miała szans na przeżycie, celował między oczy" - wydaje mi się, że skoro napisałaś już, że "zastrzelił", to fragment o braku szans na przeżycie jest zbędny.
Jak dam postrzelił to mogę zostawić resztę? c:
"Wziął mnie na ręce, i dosłownie wpakował do powozu" -> "Wziął mnie na ręce i dosłownie wpakował do powozu" - niepotrzebny przecinek.
Przed "i" nie daje się przecinków.
"Pytam czy tego chcesz?! Odpowiadaj!" -> "Pytam, czy tego chcesz?! Odpowiadaj!" - brakujący przecinek.
Byłam głodna.
"Przepraszam panie ojcze" -> "Przepraszam, panie ojcze" - brakujący przecinek.
Źle sprawdziłam dialogi w książce. ;-;
"Czy odbędziemy dzisiaj lekcję szermierki panie ojcze?" -> "Czy odbędziemy dzisiaj lekcję szermierki, panie ojcze?" - brakujący przecinek.
Jw.
"Zwykle ćwiczyliśmy mieczami ćwiczebnymi, ale cóż, przez twoją niekompetencję, i jak to określiłaś? Ach, roztargnienie, te czasy się skończyły" -> "Zwykle ćwiczyliśmy mieczami ćwiczebnymi, ale cóż, przez twoją niekompetencję i... Jak to określiłaś? Ach, roztargnienie, te czasy się skończyły" - niepotrzebny przecinek, co do drugiej poprawki - nie musisz się zgadzać, ale wydaje mi się, że brzmi naturalniej.
Zgadzam się.
"Jesteś tego świadoma" -> "Jesteś tego świadoma?" - zgubiłaś znak zapytania.
Jak już wspomniałam, byłam głodna. C:
"(...) że należy mi się kara za moje dotychczasowe postępowanie panie ojcze" -> "że należy mi się kara za moje dotychczasowe postępowanie, panie ojcze" - brakujący przecinek.
Źle sprawdziłam dialogi w książce. ;-;
"Lekcja rozpoczęła się jak zawsze. Przećwiczyliśmy kilka pchnięć. Później rozpoczęła się walka" -> "Lekcja rozpoczęła się jak zawsze. Przećwiczyliśmy kilka pchnięć. Później zaczęła się walka" - chyba będzie brzmiało odrobinę lepiej. ^^'
Jak dla mnie to brzmi tak samo. XD
"Widząc furię w moich oczach, uśmiechnął się przeciągle i kopnął w łydkę" -> "Widząc furię w moich oczach, uśmiechnął się i kopnął w łydkę" - "przeciągle" to dosyć dziwne określenie uśmiechu. ;-;
Ale Charles potrafi. XD
"Podniosłam rękę, i rękojeścią uderzyłam go w kark" -> "Podniosłam rękę i rękojeścią uderzyłam go w kark" - niepotrzebny przecinek.
Nie pisać przecinków przed "i". Nie pisać przecinków przed "i". Nie pisać przecinków przed "i". Nie pisać przecinków przed "i". Może się w końcu nauczę.
"Był ciężki – to prawda, ale ja byłam dosłownie „trenowana”, pod kątem wytrzymania każdego (...)" -> "Był ciężki – to prawda, ale ja byłam dosłownie „trenowana” pod kątem wytrzymania każdego" - niepotrzebny przecinek.
Zgadzam się.
"Psychiczny – ponieważ nie wiedziałam jak zareaguje na to mój ojciec gdy oprzytomnieje" -> "Psychiczny – ponieważ nie wiedziałam jak zareaguje na to mój ojciec, gdy oprzytomnieje" - tego nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że zabrakło przecinka.
Też się zgadzam. | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Nie Sie 24, 2014 1:43 am | |
| Ogółem opowiadanie fajne Tiamat, ja PROPONUJĘ. A nie mówię że ma obowiązkowo poprawić na moją wersję... |
| | | Pati...xd Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Pati...xd Liczba postów : 4498 Dołączył : 01/08/2011
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Nie Sie 24, 2014 4:31 am | |
| Cóż druga część też fajna (nie zwracam uwagi na literówki itp, bo sama święta nie jestem XD), nie potrafiłam zbytnio przewidzieć co za chwilę się stanie, nawet zaskakiwało mnie, wiec wielki plus c: A nawet jeśli przewidywałam to źle np. "- Wiesz na co mam teraz ochotę? – zapytał. ".... myślałam, że chodzi mu o coś zupełnie innego niż o zabicie "Może to głupie, ale w tej chwili myślałam tylko o tym, że chciałabym go pocałować. " - tu to się zupełnie zdziwiłam, że takie myśli jej przez głowę przeszły XD | |
| | | Kejt W skromnych progach Zagrody
Nick w grze : Latarka Liczba postów : 334 Dołączył : 11/04/2014
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Wto Sie 26, 2014 11:12 am | |
| Czy ktoś chciałby kolejną część? Może nie dodawać kolejnych części? Napiszcie, pisać dalsze części, czy nie? | |
| | | Dżemik Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : JadeXDD Liczba postów : 2112 Dołączył : 13/10/2012
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Wto Sie 26, 2014 11:15 am | |
| | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Wto Sie 26, 2014 12:06 pm | |
| Decyzja należy do ciebie Możesz pisać ;3 |
| | | Pati...xd Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Pati...xd Liczba postów : 4498 Dołączył : 01/08/2011
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. Sro Sie 27, 2014 1:33 am | |
| | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kejtowe wypociny. | |
| |
| | | | Kejtowe wypociny. | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|