Generał, poeta, dyplomata, dziennikarz, lekarz, malarz, niedoszły prezydent II Rzeczpospolitej. Bolesław Wieniawa-Długoszowski w swoim niezwykle barwnym i interesującym życiu odgrywał niezliczoną liczbę ról. Człowiek obdarzony wybitną inteligencją (znał kilka języków obcych), charyzmą i urokiem osobistym. Jego cięty dowcip nikogo nie pozostawiał obojętnym - jedni go uwielbiali, inni żywili do niego głęboką niechęć.
Lubił życie i potrafił z niego czerpać całymi garściami. Był ulubieńcem artystów, z najgłośniejszymi nazwiskami na czele - Tuwimem, Lechoniem, Słonimskim, Iwaszkiewiczem, Boyem-Żeleńskim, Dymszą. Namiętnie romansował z pięknymi kobietami (nie zważając na swój stan cywilny, a był dwukrotnie żonaty), o czym plotkowała cała warszawska bohema.
Jak wielu oficerów, polityków, inteligentów z epoki chętnie się pojedynkował (równie często bywał sekundantem). W II Rzeczpospolitej podczas pojedynków używano pistoletów, lub broni białej. Wieniawa-Długoszowski, jako kawalerzysta z krwi i kości, preferował oczywiście tę ostatnią.
Do legendy przeszło jego zamiłowanie do mocnych trunków, był stałym gościem najbardziej znanych warszawskich lokali - "Adrii" i "Ziemiańskiej". Według plotek do "Adrii" miał nawet wjechać konno, co jednak jest wierutną bzdurą. Chociaż gdyby na to pozwalały warunki, z pewnością by to uczynił. Potrafił trzymać w ręce trzy kieliszki wódki na raz. I wypić alkohol nie roniąc nawet kropli. Sam zresztą nie robił z tej słabości żadnej tajemnicy. Jak mówił, był wielkim miłośnikiem trzech "K" - kobiet, koni i koniaku. Często imprezy, trwające do bladego świtu, kończył w jednej z podrzędnych warszawskich knajp. Powrót z takiego przyjęcia trzeba było należycie uczcić - z ułańską fantazją. Wieniawa wracał trzema dorożkami. W jednej jechał on, w drugiej jego szabla, a w trzeciej rękawiczki.
Podczas jednego z przyjęć został poproszony przez Władysława Belinę-Prażmowskiego (swojego ówczesnego dowódcę) o wygłoszenie toastu na cześć Komendanta (Józefa Piłsudskiego). Jak sam wspomina: "O tej porze kurzyło mi sie już ze łba regulaminowo. Skłamałbym, gdybym twierdził, że pamiętam co mówiłem. Życzliwi koledzy powtórzyli mi jednak nazajutrz treść mojego przemówienia".
Jak tworzyła się legenda "pięknego Bolka"?
Bolesław Wieniawa-Długoszowski przyszedł na świat 22 lipca 1881 r. w Maksymówce (k. Stanisławowa, w rodzinie z bogatymi tradycjami patriotycznymi. Jego dziadek walczy w powstaniu listopadowym, ojciec - w styczniowym.
Po kilku latach rodzice Wieniawy podejmują decyzję o przeprowadzce do Bobowej pod Nowym Sączem.
Młody Wieniawa, mający kłopoty z utrzymaniem na wodzy własnego temperamentu, kilkakrotnie zmienia szkoły. Jak wspominał, "wylewano go sromotnie ze wszystkich po kolei gimnazjów". W końcu udało mu się ukończyć eksternistycznie gimnazjum w Nowym Sączu i rozpocząć (na życzenie rodziny) studia medyczne we Lwowie, które kończy w 1906 roku. Kariera medyka nie była mu jednak pisana. 25-letni Wieniawa wyjeżdża do Berlina, który opuszcza po roku studiów na Akademii Sztuk Pięknych. W końcu na dłuższy czas osiada w Paryżu. W stolicy Francji rzuca się w wir życia towarzyskiego i artystycznego. Maluje, pisze wiersze, tłumaczy poetów francuskich. Nad Sekwaną, ulegając urokowi życia cyganerii, "odkrywa" w sobie zamiłowanie do mocnych trunków, a szczególnie koniaku.
W Paryżu wstępuje do Związku Strzeleckiego i poznaje Józefa Piłsudskiego, który wywiera na nim ogromne wrażenie. Do spotkania doszło w paryskim Towarzystwie Geograficznym, gdzie Piłsudski wygłasza przemówienie. Ta znajomość na zawsze zmienia życie Wieniawy. Jak pisał, "poczuł się żołnierzem".
Przed wybuchem I wojny światowej wraca do Polski. Wtedy też przyjmuje pseudonim Wieniawa - od rodzinnego herbu. Szybko też udaje mu się spełnić jedno ze swoich największych marzeń. Zostaje ułanem w legendarnym oddziale Władysława Beliny-Prażmowskiego. Błyskawicznie zdobywa sobie uznanie kolegów i przełożonych. Jednych zjednuje odwagą, innych nietuzinkowym poczuciem humoru (układa m.in. piosenkę z wszystkich niecenzuralnych słów, które przyszły do głowy jego kolegom).
Szybko awansuje i zostaje adiutantem Piłsudskiego. Za udział w walkach, szczególną wyróżnia się pod Kostiuchnówką, zostaje odznaczony Krzyżem Virtutti Militari. Podczas tej bitwy w lipcu 1916 roku Legiony Polskie, pod dowództwem Józefa Piłsudskiego, ratują przed rosyjskim natarciem oddziały austro-węgierskie. Pomimo kilkakrotnych ataków Rosjan Polacy nie wycofują się, ponosząc jednak przy tym ogromne straty.
W 1917 roku Piłsudski zostaje internowany w magdeburskiej twierdzy, a Wieniawa, zdegradowany, jako lekarz zostaje siłą wcielony do armii Austro-Węgier. Szybko jednak dezerteruje i włącza się do walki konspiracyjnej.
W 1918 roku ma wątpliwy zaszczyt "goszczenia" w radzieckim więzieniu. Aresztowano go w Moskwie, jako członka Komendy Polskiej Organizacji Wojskowej. Cudem unika śmierci - bolszewicy chcą go rozstrzelać na miejscu. Udaje mu się jednak przeżyć - trafia do celi. Z pomocą przychodzi mu adwokat Leon Berenson, mający ogromne wpływy na Kremlu (niektórzy historycy twierdzą nawet, że ws. Wieniawy interweniował sam Feliks Dzierżyński). Co ciekawe, żona Berensona, Bronisława, po rozstaniu z mężem zostaje małżonką... Wieniawy.
Po powrocie do kraju w okresie międzywojennym Wieniawa staje się jednym z najbliższych współpracowników Piłsudskiego, który nazywa go "najbardziej honorowym człowiekiem w armii". Bierze udział w wojnie polsko-bolszewickiej (także w bitwie warszawskiej) jako adiutant Marszałka. Później pełni funkcję attache wojskowego w Bukareszcie.
Po przewrocie majowym, w którym bierze czynny udział, Piłsudski mianuje go dowódcą 1-szego Pułku Szwoleżerów. Przy tej okazji miejsce ma zabawna scena, gdy Marszałek każe Wieniawie pilnować, aby żołnierze za dużo nie pili. "Rozkaz! Obiecuję posłusznie, że nie będą pili więcej ode mnie!". Ciekawostka - niedługo po tej nominacji pułkownik Wieniawa-Długoszowski wita w Polsce króla Afganistanu, Amanullaha-Khana. Monarcha jest tak zachwycony Polakiem, że nadaje mu tytuł książęcy. Przystojny ułan podobno bardzo spodobał się także królowej.
W późniejszym okresie "piękny Bolek" pełni różne funkcje wojskowe, jest m.in. dowódcą garnizonu Warszawa (z tej "okazji" na jakiś czas bierze rozbrat z alkoholem), a także dowódcą I Brygady Kawalerii.
Wieniawa, już w stopniu generała, bardzo przeżywa śmierć Piłsudskiego w 1935 r. Jest ostatnim człowiekiem, który widzi się z Marszałkiem przed jego śmiercią. Podczas pogrzebu Piłsudskiego w Krakowie po raz pierwszy widziano, jak pierwszy ułan II Rzeczpospolitej publicznie płacze.
W 1938 r. prezydent Ignacy Mościcki mianuje go na stanowisko ambasadora RP we Włoszech. Generał okazuje się dobrym dyplomatą, wbrew opiniom wielu polityków w kraju, którzy spodziewali się, że Wieniawa skompromituje Polskę na arenie międzynarodowej. Obawiano się m.in. jego skłonności do spożywania dużych ilości alkoholu. Wieniawa jednak staje na wysokości zadania - porzuca "napoje wyskokowe" i pije wyłącznie herbatę.
Wybuch II wojny światowej zastaje go w Rzymie. Wieniawa chce wracać do kraju i walczyć, jednak nie dostaje na to zgody i zostaje we Włoszech. Nie chce wierzyć w doniesienia włoskiej prasy informującej, że polski rząd uciekł z kraju. Po potwierdzeniu tych informacji, płacze publicznie - ze złości, upokorzenia, z żalu po splamionym hańbą polskim mundurze - po raz drugi w życiu.
25 września 1939 r. Wieniawa-Długoszowski omal nie zostaje... prezydentem II Rzeczpospolitej. Na swojego następcę wyznaczył go internowany w Rumunii Ignacy Mościcki. Przeciwko tej nominacji protestuje jednak grono polskich polityków skupionych wokół generała Władysława Sikorskiego (z którym Wieniawa ma "nie najlepsze" stosunki jeszcze od czasów I wojny światowej - podobno poszło o złośliwe piosenki o Sikorskim, które ułan namiętnie układał). Zdecydowane veto stawia także rząd francuski. W rezultacie następcą Mościckiego zostaje Władysław Raczkiewicz. Wieniawa wraz z calą rodziną opuszcza Paryż (do którego przyjechał objąć urząd prezydenta) i wraca do Włoch.
Pomimo fatalnej sytuacji stara się robić, co może. Niewątpliwym sukcesem ambasadora jest pomoc polskim żołnierzom w przedostaniu się z Włoch do Francji i dalej do Anglii. W tym zadaniu aktywnie uczestniczy również major Marian Romeyko, wojskowy attache ambasady. Wkrótce jednak Mussolini przystępuje do wojny i ambasada polska w Rzymie zostaje zlikwidowana. Wieniawa wraz z rodziną udaje się do Portugalii (odmówiono mu pozwolenia na przyjazd do Wielkiej Brytanii), a następnie do USA.
W Stanach Zjednoczonych nie wiedzie mu się najlepiej, m.in. ma kłopoty finansowe. Para się dziennikarstwem i introligatorstwem. Próby powrotu do służby na rzecz okupowanej Polski także nie przynoszą żadnego rezultatu. Tuż przed śmiercią Wieniawa otrzymuje nieco absurdalną propozycję objęcia stanowiska polskiego ambasadora na... Kubie. Przyjmuje propozycję, mając na myśli zabezpieczenie finansowe rodziny (renta).
Wszystko jednak wskazuje na to, że zaszczuty, atakowany tak przez piłsudczyków (za "zdradę pamięci Marszałka"), jak i obóz Sikorskiego, wcześniej podjął już decyzję o odebraniu sobie życia. 1 lipca 1942 roku popełnia samobójstwo skacząc wprost na ulicę z tarasu domu przy Riverside Drive w Nowym Jorku. List pożegnalny, który znaleziono po jego śmierci, kończy się słowami "Boże, zbaw Polskę". Pochowano go z wojskowymi honorami w Nowym Jorku. W pogrzebie uczestniczy m.in. słynny amerykański generał George Patton.
Historycy do tej pory toczą dyskusję na temat przyczyn, które skłoniły Bolesława Wieniawę-Dłogoszowskiego do podjęcia tak dramatycznej decyzji. Wg niektórych głównym powodem był fakt odsunięcia generała na boczny tor przez emigracyjne władze Polski. Inni wskazują na pogarszający się stan zdrowia, problemy psychiczne oraz złą sytuację finansową.
Dopiero w 1990 roku udaje się sprowadzić do Polski jego prochy. Legendarny ułan spoczywa na krakowskim Cmentarzu Rakowickim.
Bibliografia
Jacek Majchrowski - "Ulubieniec cezara. Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Zarys biografii"
Sławomir Koper - "Życie prywatne elit drugiej Rzeczpospolitej"
Mariusz Urbanek - "Wieniawa. Szwoleżer na Pegazie"
Marian Romeyko - "Wspomnienia o Wieniawie i o rzymskich czasach"
Waldemar Łysiak - "Wyspy Bezludne"
Artykuł skopiowany
Autor: Marcin Maj Źródło: Onet