Witamy na Zagrodzie Mgły, największym, nieoficjalnym forum o Howrse! Wymień się pocztówką! Klik! Kanał na YT o Howrse - serdecznie zapraszamy! Klik! |
|
| Katrina pisze! | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Katrina123 Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Katrina_S Liczba postów : 402 Dołączył : 31/05/2013
| Temat: Katrina pisze! Pią Cze 28, 2013 1:17 pm | |
| No więc tak. Kilka dni temu wpadłam na pewien pomysł. Zaczekałam, aż się skrystalizuje... i oto powstało coś, co może jest orginalne, może jest dojrzałe, może jest warte mojej pracy... Dlatego potrzebuje waszej pomocy. Na chwilę obecną tekst jest baardzo krótki, ale wstawie już tutaj to, co posiadam. Może akurat kogoś to zainteresuje? Pożyjemy, zobaczymy. W tej chwili potrzebuje po prostu rady: brnąć dalej czy zostawić to, nim się wciągne i strace czas? Na razie nie mam nawet pożądnego rozdziału rozpoczętego... ale trudno. Nie zanudzam was więcej. Łapcie te 398 słówek. - Spoiler:
Nieprzenikniona ciemność bezksiężycowej nocy zawsze stanowiła dla Zła idealną ochronę. Dzięki takiej aurze mogło podejść do ofiary tak blisko, jak tylko chciało. Mrok nie tylko chował je pod swoim płaszczem, ale również wyciszał kroki tego okrutnego jegomościa, tak, aby nikt go nie usłyszał. I tym razem nie było inaczej. Ona uciekała Panu Ciemności już długo… o wiele za długo… dzięki swojemu sprytowi potrafiła go uniknąć… ale nie tym razem! Popełniła duży błąd wychylając tej nocy swój nos zza drzwi chaty. Poruszała się jak najciszej, jakby ze strachem. Chyba wyczuwała, że coś się czai w powietrzu, ale przecież nie mogła wiedzieć co, prawda? Co chwilę rozglądała się nerwowo i podskakiwała, gdy tylko usłyszała w ciemności jakikolwiek dźwięk. Z każdym jej ruchem długie, kasztanowe włosy poruszały się kusząco. Ta okryta ledwie delikatną tkaniną, młoda dziewczyna była niezaprzeczalnie ogromną pięknością. Zło podkradło się do niej od tyłu, tak, jak zwykle podkradało się do swoich ofiar. Podeszło tak blisko, jak chciało… Nawet się nie obejrzała. Nawet nie krzyknęła. I już była na łasce Pana Ciemności.- Tylko nie próbuj krzyczeć, koteczku. – wyszeptało jej zło do ucha, chichocząc przy tym.Po chwili Pan Ciemności zniknął tak samo bezszelestnie, jak się pojawił… nie odszedł jednak sam. Tym razem zabrał ze sobą duszę. Niewinną, nieskalaną. I przerażoną. Idealną do wykonania jego zadania.Na czarną ziemie opadło zimne niczym lód ciało.*** „Wyspa Feezo bezustannie kojarzy się nam wszystkim ze stratą, strachem i tajemnicą. I słusznie, rzekłbym. Nasi synowie i córki odchodzą na nią, mówiąc, że usłyszeli boski głos, który kazał im na nią podążyć. Strach? Tak, Feezo pilnuje, byśmy nie przestali go odczuwać. Nikt, kto popłynął do niej, nie powrócił do domu. Mówią, że chroniona jest nie tylko czarami. Również krwiożercze syreny oraz ogromne ptactwo, przypominające orły strzeże jej bram. Podobno tylko Powołani są w stanie dopłynąć do brzegu, ale dla nas, którzy nigdy tam nie byli, nawet to nie jest pewne. Rzecz jasna, po powyższym opisie chyba dla każdego będzie oczywiste na czym polega tajemnica Wyspy. Nikt nie wie, co znajduje się na wyspie. To chyba jedna z najbardziej strzeżonych tajemnic w całej naszej krainie. A jeśli nie najlepiej strzeżona to bez wątpienia najlepiej zachowana. Tylko czy my, zwykli prostaczkowie, naprawdę chcemy dowiedzieć się, co skrywa wyspa Feezo? Ta, która odebrała nam już tak wiele synów i tak wiele córek? Ta, która budzi w nas tak ogromny lęk, niepozwalający nam nawet mówić o niej głośno?”
Wyjątek z „Filozofii Tajemnic” Wielkiego Ignacego
Edit 01.11.2013 - Spoiler:
Ciemność zdawała się przenikać wszystko, a powietrze jakby zamarło. Liście na drzewach nawet nie próbowały zaszeleścić, a wysokie trawy trwały w bezruchu. Ta bezksiężycowa, pochmurna noc stanowiła dla Zła idealną osłonę. Pojawiło się znikąd. Gdyby ktoś byłby w stanie je dojrzeć, zauważyłby że przybrało materialną postać jegomościa ukrytego w całości pod czarną peleryną, jednak mrok otulał je czule, jak matka tuli swoje niemowlę, nie pozwalając nikomu dojrzeć Pana Ciemności. Na dodatek noc wyciszała jego kroki tak, aby nikt nie był w stanie ich dosłyszeć. W dzień był słabszy, tylko odrobinę, to jednak wystarczało, aby jakiś śmiertelnik zwrócił na niego uwagę, a to mogłoby się skończyć dla jego planu tragicznie. Zaś teraz, nocą, mógł podejść do swojej Wybranki tak blisko, jak tylko tego pragnął. Widział ją. Właśnie wyszła z dworku, w którym mieszkała od dnia swoich narodzin. Jej błękitne, przestraszone oczy nie wiedziały, gdzie mają spoglądać i próbowały zmusić ciało do ucieczki, jednak pod wpływem zaklęcia Pana Ciemności mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Energicznym krokiem szła w stronę tego, który zniewolił ją Magią. Podziwiał jej długie, niemalże białe włosy, niebieskie oczy i zgrabne, młode ciało okryte skąpą tkaniną. Była tak delikatna, tak ciepła, tak niewinna. Idealna do jego celu. Dziewice jednak wyjątkowo ciężko poddawały się Czarnej Magii, dlatego chodź powinna być jego już dawno, dopiero teraz Pan Ciemności mógł odebrać swoją należność. Podeszła tak blisko, jak tylko pragnął. Prosto w jego wyciągnięte ramiona. W oczach dziewczyny pojawiły się łzy strachu, jednak zmuszona zaklęciem, przylgnęła do ciała Pana Ciemności, przytulając się do niego niczym ufna kochanka. - Nie będziesz krzyczeć, kochana, prawda? - odezwał się do dziewczyny ochrypniętym głosem - Och, wybacz, nie masz wyboru. Nie będziesz. Chwilę później na zimną ziemię opadło ciepłe jeszcze ciało jasnowłosej dziewicy, a Zły zniknął tak samo bezszelestnie, jak się pojawił. *** „Dla większości z nas wyspa Feezo to wielka tajemnica, otoczona jednocześnie strachem i nienawiścią. Skłamałbym mówiąc, że sam nie mam takich odczuć w stosunki do niej. Co roku około dwudziestu młodych ludzi, w kwicie wieku stwierdza, że usłyszało boski głos, który kazał mu, bądź jej znaleźć się jak najszybciej na Wyspie. Nie wiemy, czy przeżywają, czy może umierają w drodze? A jeśli już dotrą na Feezo, co tam odnajdują? Nie wiemy. Nikt z tych, którzy wyruszyli, nie powrócił do domu. Nie jeden dobry ojciec, czy matka, pędził za swoim ukochanym dzieckiem, próbując je zawrócić, bądź odebrać Feezo, jednak żadnemu z nich nie udało się wypełnić celu: szczątki większości z nich wyrzucają z siebie Wielkie Wody. Ci, którzy wrócili żywi, umierali w ciągu najbliższych kilku dni. Jeśli nie postradali zmysłów, mówili, że Feezo chroniona jest nie tylko czarami. Również krwiożercze syreny oraz ogromne ptactwo, przypominające orły strzeże jej bram. Kilka osób wspominało również o duchach, morskich potworach oraz ogromnym wirze, czy rozstępującą się wodą. Podobno tylko Powołani są w stanie dopłynąć do brzegu Feezo. Brakuje nam jednak wiedzy na temat tego miejsca. Niektórzy mówią, że mieszkańcy Wyspy spiskują przeciwko Lądowi. Inni twierdzą, że to własnie tam rodzi się każde zło istniejące na naszym świecie. Uczeni i historycy wspominają o wielkich magach, którzy strzegą boskiej równowagi. Niczego jednak nie możemy być pewni. Od blisko siedmiuset lat nie mieśmy kontaktu z mieszkańcami Feezo. W 3502 roku wielki Król Dwóch Landów, Shao II zakazał wszystkim, którzy nie zostali Powołani próby dotarcia na Feezo. Czy postąpił słusznie? Wybuchło na ten temat wiele dyskusji i powstało wiele opinii. Pewne w tym wypadku jest tylko jedno: umieralność ludzi trochę się zmniejszyła, a nasza wiedza o Feezo ani się nie powiększyła, ani nie zmalała." Wyjątek z „Filozofii Tajemnic” Wielkiego Ignacego Przez wysokie i wąskie okna znajdujące się po prawej stronie korytarza wpadało strumieniami ciepłe, popołudniowe słońce. Po kamiennej posadzce stąpał wyraźnie zirytowany krasnolud w kapłańskim stroju. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści, zaś twarz miała zacięty wyraz. Gdyby korytarzem przechodził akurat jakikolwiek inny kapłan lub kapłanka, na pewno spojrzałby na krasnoluda ze zdziwieniem, ponieważ jegomość Rafian słynął z pogodnego charakteru. Z reguły, gdy tylko kogoś zobaczył uśmiechał się do niego wymuszając przy tym wymienienie przynajmniej kilku zdań na temat pogody, bądź o sztuce malarskiej, która była chyba jego ulubionym tematem. Wbrew temu, krasnolud nie miał o niej bladego pojęcia i jak na razie, nie miał zamiaru próbować zdobyć wiedzy na jej temat - twierdził, że oceniając sztukę nie można przyczepiać do niej żadnych fiszek i kategorii ponieważ to tylko niszczy prawdę, którą chciał przekazać autor dzieła. O ile zwykle jednemu z ważniejszych kapłanów na Wyspie zwykle ktoś towarzyszył, tym razem przemierzał korytarz zupełnie sam. Jednak tego dnia w żadnym razie mu to nie przeszkadzało. Gdy był zdenerwowany, zwykle nie miał ochoty na niczyje towarzystwo. No, może poza kilkoma syrenami, zamieszkującymi rafy wokół Feezo oraz swoim przyjacielem, półkrasnoludem Mikvo, do którego z resztą właśnie zmierzał. Rafian i Mikvo spotkali się jeszcze przed przybyciem na Wyspę. Magia wezwała ich na nią mniej więcej w tym samym czasie. Spotkali się pod koniec swojej wędrówki, w porcie Heridell. Oboje potrzebowali łodzi, aby dostać się na Feezo, jednak ich drobny zapas gotówki nie wystarczał, a chłód zimy zapędził ich pod dach najtańszej gospody w okolicy. Wtedy właśnie spotkali się i po długiej rozmowie, odkryli, że oboje mają ten sam cel wędrówki. Po zrzuceniu się na łódź, okazało się, że stać ich na kupno małego kutra. Już następnego dnia wypłynęli w morze, a cztery dni później, dzięki pomocy uroczych syren, które zwykle pomagały dotrzeć nowym Powołanym na Wyspę, znaleźli sie cali i zdrowi na Feezo. Po chwili Rafian skręcił w prawo, w jeden z bocznych korytarzy. Ściany korytarza oświetlone były magicznymi, nigdy niegasnącymi płomykami i przyozdobione surowymi, lecz pięknymi freskami, przy których krasnolud prawdopodobnie zatrzymałby się na chwilę, gdyby nie jego kiepski nastrój. Rafian zrobił kilka kolejnych energicznych kroków, po czym znalazł się tuż przy sali, w której pracował Mikvo. Drzwi prowadzące do niej były wielkie i dębowe, jednak nie ozdobione żadnymi ozdobnikami. Tylko na samym ich środku ktoś wykuł dłutem numer osiemdziesiąt cztery, jednak grzechem byłoby nazwać to czymś ładnym. Ktokolwiek to robił, spartolił robotę: cyfra osiem przypominała bardziej dziewiątkę, zaś czwórka była od niej blisko dwa razy większa. Krasnolud jednak widział to przewinienie już tyle razy, że zdążył się do tego przyzwyczaić, a teraz, będąc zdenerwowany, nie miał najmniejszej ochoty nad tym faktem ubolewać. Położył swoją dużą i niezgrabną dłoń na klamce i nim ją nacisnął, nadstawił ucha. Słuch krasnoludów nigdy nie należał do najlepszych, jednak wyraźnie dało się usłyszeć dochodzącą zza drzwi rozmowę w której udział brało na pewno więcej, niż dwoje uczestników. Rafian, zdziwiony nieco tym faktem, zapukał do drzwi Mikvo i nie czekając na zaproszenie, nacisnął na klamkę. Znalazł się od razu w pomieszczeniu, które jego przyjaciel obrał sobie za gabitet: wysoko uniesione sklepienie ozdabiały diamenty, rozpraszające światło tak, że w każdy słoneczny dzień sala nabierała tęczowych barw. Gdy tylko krasnolud zajrzał do środka, zauważył stojącego na katedrze po prawej stronie od wejścia rudego Mikvo. Był on postacią dużo wyższą od Rafiana, jednak w dalszym ciągu o kanciastej budowie ciała. Jego matka będąca w połowie leśną nimfą, a w połowie człowiekiem, nie przekazała mu zbyt wiele swoich cech: co prawda Mikvo był nieco lżejszej budowy, i rzecz jasna, wzrostem oraz inteligencją przerastał niejednego krasnoluda, jednak w dalszym w jego piersi biło serce z kamienia, jakie podobno posiadają wszyscy prawdziwi przedstawiciele tej rasy. Ubrany był w złoto-bordowe szaty i mimo, że znajdował się wewnątrz bezpiecznego budynku, na plecach miał zarzucony kołczan, a o łuk podpierał się jak o laskę.
Ostatnio zmieniony przez Katrina123 dnia Czw Paź 31, 2013 5:00 pm, w całości zmieniany 5 razy | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Katrina pisze! Sob Cze 29, 2013 4:56 am | |
| Super Fajnie napisane Fabuła ciekawa. Nie pasuje mi tylko jedno zdanie w opisie: "Oczywiście, w takim przypadku tajemnica jest rzeczą oczywistą." - Oczywiście oczywistą, masło maślane :d |
| | | Katrina123 Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Katrina_S Liczba postów : 402 Dołączył : 31/05/2013
| Temat: Re: Katrina pisze! Sob Cze 29, 2013 4:57 am | |
| Ooo rzeczywiście wkradło sie powtórzenie Dzięki za wytknięcie. Ciekawe jest to że nikt wcześniej tego nie zauważył. | |
| | | Katrina123 Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Katrina_S Liczba postów : 402 Dołączył : 31/05/2013
| Temat: Re: Katrina pisze! Nie Paź 06, 2013 2:39 pm | |
| Wkleiłam drugą wersje tego samego tekstu. Starałam się poprawić starą wersje Nad całością bardzo powoli, ale jednak - pracuje! Który fragment lepszy? | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Katrina pisze! Wto Paź 08, 2013 9:45 am | |
| Jeju, pisz i wstawiaj szybko *-* Druga wersja rządzi |
| | | Katrina123 Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Katrina_S Liczba postów : 402 Dołączył : 31/05/2013
| Temat: Re: Katrina pisze! Czw Paź 17, 2013 3:10 pm | |
| Dzięki Dorzuciłam krótki fragment. | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Katrina pisze! Sob Lis 02, 2013 3:54 am | |
| Bardzo mi się podoba. Chce więcej! :3 |
| | | Katrina123 Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Katrina_S Liczba postów : 402 Dołączył : 31/05/2013
| Temat: Re: Katrina pisze! Nie Lis 03, 2013 5:26 am | |
| Dzięki. W tej chwili ten tekst to jeden wielki syf ;P Bo tego 2 fragmentu prawdopodobnie nie będzie, bo mi całkowicie nie pasuje, a zamiast niego wpadnie chyba z 2-3 tysiące słów... | |
| | | Katrina123 Przyjaciel Zagrody
Nick w grze : Katrina_S Liczba postów : 402 Dołączył : 31/05/2013
| Temat: Re: Katrina pisze! Nie Lis 24, 2013 7:44 am | |
| - Spoiler:
Ciemność zdawała się przenikać wszystko, a powietrze jakby zamarło. Liście na drzewach nawet nie próbowały zaszeleścić, a wysokie trawy trwały w bezruchu. Ta bezksiężycowa, pochmurna noc stanowiła dla Zła idealną osłonę. Pojawiło się znikąd. Gdyby ktoś byłby w stanie je dojrzeć, zauważyłby że przybrało materialną postać jegomościa ukrytego w całości pod czarną peleryną. Mrok jednak otulał je czule, jak matka tuli swoje niemowlę, nie pozwalając nikomu dojrzeć Pana Ciemności. Na dodatek noc wyciszała jego kroki tak, aby żadna żywa istota nie był w stanie ich dosłyszeć. W dzień był słabszy, tylko odrobinę, to jednak wystarczało, aby jakiś śmiertelnik zwrócił na niego uwagę, a to mogłoby się skończyć dla jego planu tragicznie. Zaś teraz, nocą, mógł podejść do swojej Wybranki tak blisko, jak tylko tego pragnął. Widział ją. Właśnie wyszła z dworku, w którym mieszkała od dnia swoich narodzin. Jej błękitne, przestraszone oczy nie wiedziały, gdzie mają szukać źródła swojego strachu i próbowały zmusić ciało do ucieczki, jednak pod wpływem zaklęcia Pana Ciemności mięśnie odmówiły dziewczynie posłuszeństwa. Energicznym krokiem szła w stronę tego, który zniewolił ją Magią. Podziwiał jej długie, niemalże białe włosy, niebieskie oczy i zgrabne, młode ciało okryte skąpą tkaniną. Była tak delikatna, tak ciepła, tak niewinna. Idealna do jego celu. Dziewice jednak wyjątkowo ciężko poddawały się Czarnej Magii, dlatego chodź powinna być jego już dawno, dopiero teraz Pan Ciemności mógł odebrać swoją należność. Podeszła tak blisko, jak tylko pragnął. Prosto w jego wyciągnięte ramiona. W oczach dziewczyny pojawiły się łzy strachu, jednak zmuszona zaklęciem, przylgnęła do ciała Pana Ciemności, przytulając się do niego niczym ufna kochanka. - Nie będziesz krzyczeć, kochana, prawda? - odezwał się do dziewczyny ochrypniętym głosem - Och, wybacz, nie masz wyboru. Nie będziesz. Chwilę później na zimną ziemię opadło ciepłe jeszcze ciało jasnowłosej dziewicy, a Zły zniknął tak samo bezszelestnie, jak się pojawił. *** Nad Białym Dworkiem w Engin, niewielkiej wsi znajdującej się przy mieście Chriel, wstało słońce otulając świat ciepłymi, wiosennymi promieniami. Liście szeleściły cicho, poruszane delikatnymi powiewami wiatru, a z pobliskiej stodoły co jakiś czas dochodziło muczenie krów oraz chrumkanie świń domagających się śniadania. Niestety, państwo Rydali, będący właścicielami Dworku, oraz ich cała służba nawet nie myślała o tym, aby nakarmić wieprz, czy wyprowadzić bydło na żyzne, okoliczne pastwiska, ponieważ byli zajęci czymś, co o wiele bardziej wymagało ich uwagi. Była to wydarzenie wyjątkowo zaskakujące, przerażające i tak smutne, że wyciskało łzy z oczów wszystkich mieszkańców oraz pracowników Białego Dworku. Mianowicie, gdy tylko na dworze zaczęło robić się widno, jedna ze służek wybrała się do ogródka różanego. Jak każdego poranka, miała zamiar zacząć dzień medytacją kierowaną ku szponiastopalcej Jaganie, bogini ziemi i istot żywych. Szybko jednak zauważyła, że na jednej ze ścieżek leży kobieta, ułożona jakby do spania. Jedna z jej dłoni spoczywała pod głową, druga zaś leżała tuż obok niej. Jej usta były uchylone, zaś twarz wyglądała na spokojną i rozluźnioną. Służka natychmiast rozpoznała w niej młodą Radyłówne, której od trzech lat szyła suknie i sprzątała apartamenty. Janara, bo tak było młodej damie na imię, często lunatykowała i niemal codziennie była znajdywana w przedziwnych miejscach, dlatego kobiety nie zdziwiło, że jej pani zawędrowała aż tutaj. Podeszła więc ze spokojem do młodej damy, mając zamiar ją obudzić i wysłać do łóżka. Po chwili do uszu ogrodnika, który właśnie zaczynającego swoją pracę dotarł kobiecy krzyk dobiegający z różanego ogrodu. Nikt inny jednak nie usłyszał tego niepokojącego dźwięku - wszyscy w dalszym ciągu zajęci byli spaniem, bądź dopiero próbowali wygrzebać się z pościeli, co wszystkim mieszkańcom Białego Dworku wychodziło nadzwyczaj opornie. Ruszył więc w stronę krzyku, nie zastanawiając się zbytnio nad tym. Ogrodnik Lesli z resztą nigdy nie myślał zbyt dużo. Kilka minut później ogrodnik wysyłał służkę do pani Radyli, aby poinformowała ją o tym, co właśnie odkryto, sam zaś postanowił zanieść zastygniętą w bezruchu Janarę do jej sypialni. Służka, krztusząca się własnymi łzami i ledwo mogąca utrzymać się na drżących nogach, ruszyła w stronę budynku. Po drodze do sypialni pani Radyli minęły ją dwie pokojówki oraz kucharz, gotowi już do pracy. Spoglądali na swoją współpracownice i nawet pytali jej się, dlaczego tak panikuje i aż tak głośno płacze. Czyżby Jagana się jej objawiła, przekazując jej prawdziwe oblicze arkadii, znacznie różniące się od tego ze świętych ksiąg? Ona jednak nawet na nich nie spojrzała, ledwo idąc w stronę celu. Powtarzała tylko w kółko pod nosem imię Radyłówny. Jej kolegą przeszło przez myśl, że służka całkowicie zwariowała. Dotarła do sypialni swojej pracodawczyni akurat w chwili, gdy ta, będąc jeszcze w szlafroku, opuszczała swój apartament. - Pani! - wykrzyknęła natychmiast, łykając przy tym kilka słonych łez i wykonując nadzwyczaj niezgraby ukłon. Kilka kroków dzielących ją od pani Radyli pokonała niemalże biegiem, potykając się o własne nogi i prawie lądując na marmurowej posadce. - Awia? - na twarzy kobiety pojawiło się zdziwienie i zmieszanie, gdy zobaczyła czerwoną od płaczu służącą - Co się znów stało? Zaś masz zamiar opowiadać mi o tym, że moja rodzina musi się nawrócić, bo tego pragną twoi bogowie? Kochana! My... - Nie, pani, nie... - mówiła cichutko Awia, próbując przerwać przemowę szlachcianki. - MY Awio jesteśmy nowoczesną i zmodernizowaną rodziną. Na prawdę, pozwalam ci na te twoje modlitwy tylko dlatego, że jesteś wyrafinowaną szwaczką i sprzątaczką, przez co nie mam ochoty cię zwalniać. Dlatego, proszę, nie mów mi tylko o zbliżającym się końcu św... - Panienka Radyłówna chyba nie żyje! - wykrzyczała niespodziewanie głośno służka, tupiąc przy tym, po czym wybuchnęła jeszcze głośniejszym płaczem - Pani... - dodała cichcem przez łzy. Szlachcianka zbladła natychmiast, spoglądając na Awię z niedowierzaniem. - Coo? Co się stało? Gadaj szybko! Służąca opowiedziała o tym, co się stało najdokładniej, jak tylko mogła w przerwach spazmatycznego szlochu, zaś pani Radyla wysłuchała jej z kamienną twarzą. Jedynie odcień skóry szlachcianki zmienił się diametralnie, z oliwkowej przechodząc w niemal alabastrową biel. Gdy otworzyła jednak usta, jej głos był drżący i słaby. - Poślij szybko kogoś po tą uzdrowicielkę.. jak jej tam było... - ee...Riss, pani? - Tak, tak, Awio, tak... niech ktoś jej powie, że Janara jest ciężko chora... no już, idź, IDŹ! - zakończyła krzykiem, widząc, że służka nie reaguje. - Taak, pani, tak. - skinęła głową, biegnąc najprędzej jak potrafiła do jadalni, gdzie miała nadzieje spotkać swojego kochanka, będącego posłańcem na Dworku.
Siwa szkapa ciągnąca wóz co rusz machała ogonem, odganiając natrętne muchy, których tego roku było wyjątkowo dużo. Jej kopyta stukały o trakt, co jakiś czas gubiąc rytm, gdy potykała się o kamień, bądź własne nogi. - Daaalej, Zuziu, no, już! - zawołała kobieta stojąca na furmance i trzymająca wodze - Nie udawaj zaspanej! Zuzia zastrzygła uchem i przyśpieszyła trochę kroku, po chwili jednak znów zwolniła do mozolnego kłusa. - Mówiłam ci, byś wymieniła tego konia! Ale nie... ty musisz mieć sentymenty. - odezwał się głos niewidoczny z zewnątrz wozu. - Rinn, ten koń jest już z nami tak długo... nie mogę jej ot tak sobie wymienić. - Mówię, musisz mieć senstmenty. Mimo, że nie są w żadnym razie ekonomiczne. Rinn, będąca właścicielką głosu wstała na nogi i natychmiast okazało się, że jest wybitnie wręcz podobna do swojej towarzyszki: obydwie miały takie same, zielone oczy, taki sam wzrost, niemal identycze rysy twarzy oraz szpiczaste uszy. Różniły się tylko dwoma szczegółami: kolorem włosów i wyrazem twarzy. Powożąca kobieta miała brązowe włosy i nieco wystraszone oczy, zaś czupryna Rinn była krwistoczerwona, a mina zacięta. - Daj mi te wodze, Riss... no daj! - Rinn próbowała wyrwać wodze z dłoni towarzyszki - Sama mówiłaś, że nie mamy czasu! - To mój koń, siostro. I mój wóz! - Taak, kupione za moje pieniądze... - pokręciła głową - A rób co chcesz, w sumie, nie moja sprawa... mi się nigdzie nie śpieszy. Rinn już wracała, aby z powrotem usiąść na swoim wygrzanym miejscu, gdy Riss odwróciła się na moment w jej stronę. - Ech, dobra, masz. Przepraszam. - powiedziała, przekazując siostrze wodze. Już po chwili szkapa ruszyła żwawym galopem, a po kolejnej na jej szyi w końcu pojawił się pot. Rinn nie musiała używać bata, aby Zuzia szła szybciej - wystarczył stanowczy głos i strach, jaki koń żywił do niej. - Nie będą zachwyceni tym, że jedziesz ze mną. - mruknęła Riss, siedząc na poprzednim miejscu swojej siostry. - Nie muszę tam przecież nawet wchodzić. Na prawdę, nie uśmiecha mi się to. Ja tylko potrzebuje ziół od Domidosa. Co poradzę, że też mieszka w Engin i akurat mam po drodze? - Przecież nie zostawię cię samej... - A kto kazał ci mnie zostawiać? Ty załatwisz swoje sprawy, ja swoje. Mi powinno to zająć mniej czasu niż ty, akurat wyjdzie. - No tak, Rinn. Tylko uważaj, nie zajedź Zuzi. Ona ma już swoje lata. Obydwie pół elfki jechały w milczeniu aż do końca trasy, która zajęła im nieco ponad półgodziny. Rinn zastanawiała się w tym czasie nad swoim wieczornym spotkaniu z pewnym ważnym klientem, zaś Riss myślała, co mogło takiego znów stać się Janarze. Ostatnio zwichnęła palec, wcześniej przeszła delikatne przeziębienie. Tym razem jednak, posłaniec nie poinformował jej, co stało się z młodą szlachcianką; powiedział tylko, że jego pani jest chora i jej matka życzy sobie, aby jak najszybciej Riss zjawiła się w Białym Dworku. Z tego powodu kobieta nie miała pojęcia co wziąć ze sobą ani jak wielki pośpiech jest wymagany; z tegoż powodu miała zamiar jechać najszybciej jak się da, a w swojej torbie miała wszystkie podstawowe zioła, leki i przyrządy, jakie uzdrowicielowi były potrzebne na co dzień. Para sióstr-bliźniaczek była nadzwyczaj specyficzna: obydwie mieszkały w starym domu na obrzeżach Chriel. Riss od lat zajmowała się leczeniem. Była dobra, tania i litościwa, za co była powszechnie szanowana. Nie ważne, czy o pomoc prosił ją biedak bez grosza przy duszy, czy najbogatszy ród w całej okolicy, ona nie odmawiała nikomu, lecząc kogo tylko się dało. Zwykle miała ręce pełne roboty i, co nie, dziwne, dochody tak liche, że zwykle ledwo wystarczało jej na pokrycie kosztów leczenia swoich pacjentów. Postrzeganie Rinn przez świat było zaś zupełnie odmienne: jako, że zajmowała się przede wszystkim tworzeniem wszelakich eliksirów - od tych miłosnych, po te śmiertelnie trujące - ludzie na mieście szeptali, że jest czarownicą i że wkrótce wszystkich jej niewygodnych zabije swoją magią. Ona zaś, zamiast się tym przejąć, zaczęła ubierać się w wyzywające stroje oraz przefarbowała swoje włosy na czerwony kolor, co tylko wzmocniło plotki. Mimo to, właśnie ona utrzymywała tą małą rodzinkę, sprzedając eliksiry miłosne nieszczęśliwym damą oraz trucizny wielkim ojcom rodów zdzierając ze wszystkich ostatnie grosze. Siostry w końcu dojechały do Białego Dworku. Oczom Rinn ukazał się zgrabny, biały domek z drewnianym gankiem otoczony kwieciem. Z tyłu widać było zarys stodoły a na małej łączce po prawej stronie pasła się urocza kasztanowata klaczka wraz z kilkudniowym źrebakiem. Riss wstała na nogi i uśmiechnęła się, widząc, jak maluch kłusuje wokół matki z wysoko podniesionym łbem. Czerwonowłosa pociągnęła za wodze, zmuszając Zuzię, aby przystanęła. Już miała odprawiać siostrę, gdy z dworku wyszedł Foorg Rydali, niski i dość otyły właściciel posiadłości. Jego mina była zacięta, a oczy szlachcica były czerwone od niedawnego płaczu. - Panie Rydali... co się stało? - Riss jak na zawołanie wyskoczyła z furmanki od razu podchodząc do mężczyzny i zapominając przy tym swojej torby. - Chyba sama pani musi to zobaczyć... to... to nie mogło się wydarzyć... - odparł, rozpakowując się po raz kolejny. Pół elfka przez chwilę uspokajała swojego aktualnego pracodawce, przez co Rinn musiała powstrzymywać wybuch śmiechu. Mężczyzna był tak zrozpaczony, że Riss nie była w stanie wyciągnąć z niego żadnych informacji, ani zmusić, by w końcu weszli do środka budynku. Gdy Foorg w końcu się uspokoił, Rinn chwyciła torbę siostry i rzuciła ją do niej. - Trzymaj... Bez tego raczej nic nie zrobisz. Riss złapała swoją apteczkę w powietrzu z pewną trudnością. - Dzięki. Dopiero wtedy pan Rydali jakby obudził się i zobaczył, że w wozie siedzi również bliźniaczka jego uzdrowicielki. Jego brwi natychmiast zwęziły się. Już miał wyzwać ją od czarownic i demonów, gdy Riss weszła mu w słowo. - Panie... ja... ja wiem, że moja siostra nie cieszy się najlepszą sławą, ale... może będzie w stanie mi pomóc, bo z tego, co widzę po pańskim zachowaniu, sprawa jest na prawdę poważna. - głos kobiety był proszący i przepraszający jednocześnie, tak samo, jak jej wzrok skierowany ku Rinn. Ta zaś spoglądała na siostrę ostrzegawczo kręcąc głową. - Może ma pani rację.. tak, niech pani siostra również wejdzie do środka. Może będzie znała sposób... w końcu... czary... może... - Foorg znów nie był w stanie powstrzymać płaczu. - Rinn, chodź. - tym razem Riss zwróciła się prosząco do siostry. - Ech... niech ci będzie. Panie Rydali, niech pan że zawoła sługę jakiegoś... nie zostawię tak konia. Dajcie jej wody, bo nie wytrzyma nam drogi powrotnej.
Jak widać, zmiany są spore ;P | |
| | | Kirara Uzależniony
Nick w grze : OJT (skrót) Liczba postów : 2239 Dołączył : 03/06/2012
| Temat: Re: Katrina pisze! Nie Lis 24, 2013 7:52 am | |
| Sama pisze fici i jestem MG (Mistrzem Gry). Bardzo mi się to podoba i liczę na więcej. ^^ | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Katrina pisze! | |
| |
| | | | Katrina pisze! | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|